poniedziałek, 18 marca 2013

Czym (nie) pachnie pranie?


fot. B. Fedorowicz
   
   Wyobrażacie sobie zapach tego prania ze zdjęcia? Ciekawa jestem czy lubicie, gdy rzeczy pachną dworem i wiatrem, bo chyba tylko tak umiem określić ten zapach. Te może pachną jeszcze smutnym schyłkiem lata. Za zdjęcie z Kazimierza nad Wisłą dziękuję przy okazji Bartkowi. Zapiszczałam jak je dostałam, bo czegoś takiego właśnie szukałam!
   
   Takie sielskie obrazki na pewno oddziałują na wszystkich. W końcu producenci nie bez powodu tworzą zapachy płynów do płukania na myśl przywołujące powiew natury: wiosenna świeżość, letnia łąka, alpejska świeżość, świeżość tropiku... Obejrzyjcie tę krótką reklamę Lenora z 1995 roku. Trąci myszką - pochodzi z ubiegłego wieku - i chyba właśnie dzięki temu jeszcze lepiej pokazuje absurd zaciągania się chemią z butelki, która nic wspólnego z pięknymi widokami w tle nie ma.


   Co więcej, przyczynia się raczej do psucia tychże widoków. Jedna kwestia to hektolitry niebieskich (bryza oceanu po uderzeniu fali), białych (orientalny lotos z nutką jaśminu) i różowych (wiosenna magnolia o blasku perły) cieczy, które wlewamy do rzek a druga - dla mnie osobiście jeszcze gorsza - tony butelek, które poleżą SETKI lat. Setki! Po paniach z reklamy a nawet ich wnukach już dawno nawet proch nie zostanie, a butelka, którą trzyma w ręku powyżej nadal będzie gdzieś zalegać. Może nawet w świeżych tropikach! No i pozostaje jeszcze kwestia zdrowia, tzn. czy ta chemia nie pozostawia wpływu na nasz układ oddechowy czy skórę? Pewnie dla większości jej wpływ jest niewidoczny, ale alergicy mogą zapomnieć o takich cudach, co jak zwykle pokazuje, że takie produkty wywołują sprzeciw ludzkiego organizmu.

   Płynów nie kupuję od kilku lat. Oprócz środowiska szkoda mi także pieniędzy. No i mam nieodłączne przeświadczenie, że to jeden z tych produktów, którego potrzebę raczej mi wmówiono. 
  
   Bez płynów a przy użyciu zwykłych proszków do prania jakoś nie odczuwałam, żeby pranie było "twardsze" i niemiłe dla skóry... A jeśli chodzi o zapach, a raczej jego brak to jakoś nie robi mi to różnicy. W końcu proszek też ma w swoim składzie substancje zapachowe. Stałam się natomiast wyczulona na zapach płynu na rzeczach innych. Oczywiście nie powiem, żeby był to brzydki zapach. Jest sztucznie przyjemny, owszem. Jednak u niektórych osób szczególnie uzależnionych od "ostrego" płukania, bardzo interesująco miesza się natomiast z zapachem perfum... Perfum, za które w końcu zapłacili dużo pieniędzy, i raczej nie po to, aby nie pachnieć alpejskim strumieniem. No chyba że używają perfum Heidi i lubią chadzać w krótkich zielonych ogrodniczkach na szelki.

   Jaka jest zatem alternatywa?

 

POZIOM 1

    Tym, którzy nie wyobrażają sobie życia bez zapachu poranka nad górskim stawem polecam wlewanie 1/4 dawki płynu. Efekt będzie bardzo podobny, a starczy go na dłużej. Tę zasadę można zresztą stosować do większości chemii w domu i bardzo często będzie się ona pojawiać na poziomie 1 w kolejnych tematach (np. zmywania w zmywarce).

   Mniej destrukcyjne dla środowiska jest używanie ekologicznych płynów do płukania. Przy czym jest to niestety rozwiązanie dla tych, którzy mogą sobie finansowo na nie pozwolić. Są droższe od standardowych produktów. Oczywiście lepsze ceny zawsze znajdziecie w internecie. Ja korzystam ze sklepu EkoMaluch m.in. ze względu właśnie na bardzo dobre ceny różnych produktów, których używam, głównie pieluszek wielorazowych. W ich ofercie znajdują się także płyny do płukania, np. firmy Attitiude. Z opisu: zawiera naturalne olejki eteryczne: lawendowy i  grejpfrutowy, wyprodukowany z troską o emisję CO2, ulega całkowitej biodegradacji, posiada kanadyjski certyfikat ekologiczny EcoLogo, produkt odpowiedni dla Vegan, nie testowany na zwierzętach.  
   Sklep polecam z czystym sumieniem:  http://ekomaluch.pl/
  
   Przy czym najbardziej zachęcam do przejścia na poziom 3. Ekologiczny czy nieekologiczny płyn, butelka po nim pozostanie na długo...

 

POZIOM 2

   Poziom 2 stosuję przy praniu pieluszek i ubranek małej eM. Używam mianowicie olejków eterycznych: lawendowego oraz z drzewa herbacianego. Można także dowolnie innych, ale akurat te mają właściwości bakterio-, wiruso- i grzybobójcze, co jest bardzo wskazane przy praniu pieluch. Ale rzecz o praniu będzie  następnym razem, więc wracam do płukania. 
   Olejki są dostępne we wszelkich internetowych sklepach ekologicznych w małych, szklanych buteleczkach i kosztują poniżej 10 PLN. Używamy ich wkraplając wedle uznania kilka-kilkanaście kropel do przegródki na płyn do płukania. Pranie pachnie NAPRAWDĘ naturalnie!!! Ja uwielbiam ten aromat w całym pokoju, gdy się suszy. Zresztą wdychanie go jest dodatkowo bardzo zdrowe i wskazane np. w momencie kiedy zaczyna Was brać choroba!
   Jeśli chodzi natomiast już o suche rzeczy to niestety ten aromat jest ledwo wyczuwalny. Szkoda, bo mi bardzo odpowiada. 
    Moim zdaniem ten sposób na płukanie jest najfajniejszy. A dodatkowo macie w swoim arsenale naturalny sposób na wspomaganie swojego zdrowia. Zdziwicie się jak wiele zastosowań może mieć Wasz nowy "płyn do płukania".

Olejek lawendowy łagodzi stany lękowe, bóle głowy, stres, uspokaja, wspomaga koncentrację, ułatwia zasypianie. Łagodzi dolegliwości związane z menstruacją, bóle głowy, napięcia mięści. Pomocny wieczorem przy zasypianiu (do użycia w kominkach do aromaterapii).

Olejek herbaciany dodany do kąpieli rozgrzewa organizm i pomaga walczyć z chorobami bakteryjnymi i wirusowymi, ma działanie inhalacyjne, łagodzi zapalenie zatok, choroby gardła, kaszel, oczyszcza z toskyn.  Zapewnia rozgrzanie organizmu - dodajemy kilka kropel do miski przy ogrzaniu zimnych stóp lub stópek po spacerze lub po prostu kilka kropel do gorącej kąpieli. Można go stosować w leczeniu łupieżu, zmian trądzikowych, stanach zapalnych dziąseł, opryszczce, grzybicy stóp.  Zapach olejku odstrasza owady, komary, a w przypadku ukąszenia, łagodzi swędzenie i przyspiesza gojenie. A to nadal nie wszystko. Można np. przy odkurzaniu wciągnąć nasączony olejkiem kawałek papieru toaletowego i przy okazji roznieść zapach po całym mieszkaniu...


Niech zresztą rekomendacją będzie ponad 120 opinii tego olejku na Pieluszkarni: 
 
A Twój płyn do płukania też to potrafi?! 

PS. Przy używaniu olejków należy zachować ostrożność – nierozcieńczone mogą wywoływać oparzenia, nie polecane u kobiet w ciąży, karmiących piersią, należy odstawić jeśli wywołają reakcje alergiczne, nie należy stosować przez osoby z chorobami skórnymi, alergią lub astmą. Trzymać z dala od dzieci.

   Co do Ryana, to jestem pewna, że nie używa żadnych pachnących płynów, żeby nie zakłócały przypadkiem... zapachu Ryana.

 

POZIOM 3

  Mimo, że to poziom 3 to moim zdaniem jest najłatwiejszy: po rostu rezygnujemy z płynu do płukania. 

  W sklepie, gdy mamy już jego butelkę w ręku, wyobrażamy sobie, że całą jej zawartość wylewamy do jeziora albo na głowę pływającego po nim łabędzia. Nie, na małe łabądko płynącego obok niego... Wyobrażenie musi być sugestywne. Albo wylewamy do ziemi, w której rosną warzywa na nasz obiad, inaczej: dolewamy sobie do zupy. A butelkę wyrzucamy na dno oceanu o świeżości błękitnego oceanu!
   
Wiecie jaki jest dodatkowy plus poziomu 3? Macie więcej kasy dla siebie! Lub innych...