niedziela, 14 kwietnia 2013

Sobota i niedziela - wyciszenie

Kończący eksperyment weekend został bardzo fajnie zaplanowany jako wyciszenie po tych kilku dniach wyzwań. 

SOBOTA

Dzień na podjęcie wcześniej zaplanowanych działań wolontariackich. Plany mam, do zrealizowania raczej w ciągu tygodnia. 

W przewodniku do eksperymentu ponadto znalazłam bardzo fajne ćwiczenie. 

"Zrób listę składającą się z trzech kolumn:
1) wszystkie organizacje, w których chciałbyś/ałabyś pomagać 
2) powody, dla których uważasz, że nie możesz tam pomagać
3) jak możesz konstruktywnie odnieść się do tych powodów i usunąć wypisane przez siebie przeszkody

Czy przeszkody – niezależnie od tego, jak bardzo są uzasadnione – są ważniejsze niż sens samego uczestnictwa?"

Podoba mi się także piramida zaangażowania społecznego, która wiedzie od poziomu 1 do 5 w następujący sposób:
poziom 1, czyli podstawa - pomoc finansowa w skali całego roku
poziom 2, miesięczna pomoc jako wolontariusz
poziom 3, zaangażowanie kilku godzin w skali tygodnia na rzecz jakiejś inicjatyw/y
poziom 4, bycie liderem projektu na rzecz lokalnej społeczności
poziom 5, zawód w którym pracujesz na rzecz pożytku społecznego; udzielanie się w NGO

Proszę zauważyć, że wklejanie na FB apeli o pomoc i wzywanie do zaangażowania nie znajduje się na żadnym poziomie. A szkoda, bo w tym jestem dobra...

Ja znajduję się na poziomie 1, ambicje sięgają poziomu 5... Jest nad czym pracować. Niech no tylko spłacę ten cholerny kredyt to zobaczycie, że znajdę sobie mało płatną i bardzo satysfakcjonującą pracę! Będzie mnie wtedy na to stać.

A pamiętacie moją koleżankę Martę, o której kiedyś wspominałam w tym wpisie? Otóż ona zrezygnowała już jakiś czas temu z lepiej płatnej posady na rzecz ciekawszej, choć gorzej płatnej pracy na rzecz pożytku społecznego, czyli osiągnęła czubek piramidy. Czubek na czubku - lepiej bym tego nie określiła. I spośród tylu osób, które znam osobiście ona jest jedną z dwóch, która jest na tym poziomie (przy czym nauczycieli nie brałam pod uwagę w tej klasyfikacji). 


Niedziela - eko-laba


Czyli nic nierobienie jako przeciwwaga dla konsumpcjonizmu stojącego na drugim biegunie z ekologią. Dwa razy nie trzeba mi tego powtarzać. Chętnie zalegnę na sofie z książką. Muszę się tylko odłączyć od laptopa. Bo wiecie, co było najtrudniejsze podczas tego tygodnia? Właśnie pisanie codziennych relacji (z własnej woli tak chciałam), które zabierało mi czas dla siebie i męża. Czas, który potencjalnie oszczędziłam rezygnując z zakupów czy nie używając oświetlenia wieczorem
Tymczasem więc wyłączam się na jakiś czas. Wracam do reala nacieszyć się wieczornym życiem! A Wam polecam bardzo adekwatną piosenkę cudownej Meli Działać bez działania.


Wam serdecznie dziękuję za czytanie relacji i wszystkie komentarze (tutaj i na FB). I oczywiście zachęcam do zapisania się do dobrej zabawy, czyli majowej tury Tygodnia, wszystkiego niż inne! Tutaj znajdziecie potrzebne informacje.

A z tego miejsca chciałabym BARDZO podziękować Piotrkowi (który dziś ma urodziny!!!) za to, że tak pięknie wskoczył ze mną w moją eko wariację! Na co dzień to naprawdę bardzo profesjonalny i poważny gość w garniturze. W wolnych chwilach jednak lubi dla mojego specyficznego towarzystwa znosić wózek z 5-go piętra, korzystać z toalety przy świecach, sadzić nasionka w rolce po papierze toaletowym i promować mój blog wśród wszystkich napotkanych! W pełni zgadzam się z moim ulubionym kolegą, że to Skarb i że trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno




Z okazji urodzin Piotrka Ryana nie będzie!

PS. Schudłam tylko 0,5 kg... O ile taka zmiana wagi oznacza coś więcej niż puste jelita vs. pełne jelita pisząc oględnie...  

     


sobota, 13 kwietnia 2013

Piątek - woda

W piątek uważniej przyglądaliśmy się tematowi oszczędzania wody. 

Temat w naszym domu dobrze znany i praktykowany zarówno z pobudek ekologicznych jak i ekonomicznych. 


Zatem najpierw przechwałki a potem obszary do poprawy.

Prysznice zamiast kapieli to podstawa w eko dekalogu. Wyzwanie to zmieścić się w 30 sekund z myciem. Bo wiecie-rozumiecie, 20 minutowe stanie pod strumieniem wody to nic innego jak pionowa eko-katastroficzna kąpiel... Prysznic dzielony z kimś to 100 punktów w bonusie od Kapitana Planety. Wybaczcie, że wkleję "starego" Ryana, ale on mi tu idealnie pasuje. Poza tym będzie Wam się lepiej czytać, jak będzie stał obok. Pod warunkiem, że będzie czytać, zamiast patrzeć w prawo.

Zakręcanie wody podczas mycia zębów i golenia - też standard, wyświechtany i  nudny jak flaki z olejem, ale skuteczny w oszczędzaniu.

A właśnie, co do flaków to niejedzenie mięsa jest chyba największym oszczędzaniem wody dla planety. W rachunkach za wodę nieodczuwalny, ale każdy wegetarianin, nie mówiąc o weganach albo pozaziemskich freeganach jest największym oszczędzaczem wody i spokojnie może się rozgrzeszyć nawet z codziennej kąpieli. Wkrótce chcę napisać tekst o mięsie, więc nie będę w tym miejscu się rozpisywać w tym tymacie. W każdym razie statystyki wodne w hodowli mięsa są porażające. Na wyhodowanie 1kg wołowiny trzeba około 40 tys. litrów wody. 1 kg!!! To skutek głównie produkcji pasz. Białko roślinne nie potrzebuje aż takich strumieni. To zresztą temat rzeka.

W oszczędzaniu wody pomaga też nie posiadanie basenu (poziom 1) lub nie wymienianie w nim wody (poziom 2) bądź posiadanie basenu bez wpuszczania do niego wody (poziom 3). My wybraliśmy poziom 1. Przy poziomie 3 na pewno kręcilibyśmy teledyski, żeby jakoś usprawiedliwić posiadanie bezsensownej dziury wyłożonej płytkami w ogrodzie. A swoją drogą znacie inne sceny filmowe w suchych basenach? Trochę tego było w popkulturze, prawda? 





O tym, że rzadko spuszczamy wodę to już pisałam na blogu w "Toaletowo". To zresztą mój ulubiony wpis. Zasada jest prosta: nie spłukujemy wody po siku, spuszczamy dopiero po nie-siku. Lub przed przyjściem gości. Inaczej będzie mega obciach. I oczywiście zasadę stosujemy tylko w domu!

Można też sikać pod prysznicem. Tak robi Jordan, robił Gandhi a nawet King Kong. Nie wierzycie to obejrzyjcie sobie filmik na Toaletowo.

Zestaw przy zmywaku do odzysku wody...
Mam nadzieję, że nie spłukujecie wody np. po wyrzuconych wacikach, petach albo innych drobiazgach!? Litości!

Standard i zdrowy rozsądek to także włączanie pełnej zmywarki czy pralki

Biurowo/domowy standard - używanie przez cały dzień tej samej szklanki/kubka. Nie jesteś już leniem lub brudasem. Jesteś ekologiem!

Wodę do kwiatków natomiast uzyskujemy przelewając do butelek wodę z mycia owoców i warzyw, płukania kasz czy tak jak dzisiaj "namaczania" marchewek na sok. Taka woda ma też sporo mikroelementów, które wzbogacają ziemię. Tak sobie myślę. Póki co kwiaty nie protestują. 

Gdy w ten sposób jak powyższy oszczędzam wodę dla planety, myślę sobie, że ktoś powinien nakręcić Dzień Świra o natręctwach ekologów... Może ten film dokumentalny No Impact Man jest właśnie takim filmem? Wiecie, że Colin z rodziną kąpali się raz w tygodniu i to w taki sposób, aby wykorzystać wodę po poprzedniej osobie? Nasze "szaleństwo" to mycie podłogi w wodzie po kąpieli Małej a następnie spłukiwanie nią sedesu...

 

 

Co jeszcze możemy zrobić wg naszego przewodnika.


Brać chłodny prysznic (zdrowszy i pobudzający z rana) - to zdecydowanie skróci jego trwanie.

W restauracji prosić o wodę z kranu zamiast butelkowanej (do produkcji 1 litra wody w butelce trzeba 3-4 litrów wody, no i te tony butelek zalegających na wieki). Na to muszę się dopiero odważyć. Ciekawe, czy mi policzą za to normalnie?

Do picia wybierać wodę zamiast "kupnych" soków czy napojów, których wpływ na środowisko jest dużo większy, ponieważ podlegają obróbce chemicznej i składniki do nich są często transportowane na duże odległości.

Nosić ze sobą butelkę wielokrotnego użytku i zachęcać do tego innych.
Kończąc więc zachęcam Was do tego, a nawet zostawiam namiar na 10% zniżki do końca kwietnia na dizajnerski i ekologiczny gadżet - butelkę z filtrem firmy Waterbobble, który pozwola Wam "uzdatniać" kranówkę, jeśli nie akceptujecie jej smaku. Ja planuję jej zakup - dla siebie i Małej. Gorące dni nadchodzą i sprzedaż plastiku znów poszybuje w górę. Może więc mały sabotaż trendu?

U Zielonej zniżka i testy produktów tegoż producenta. A może rozważycie zakup domowych dzbanków z filtrami? 






piątek, 12 kwietnia 2013

Czwartek - energia

W czwartek mieliśmy ograniczyć używanie energii elektrycznej.

Przy czym, jeśli ktoś śledził nas od niedzieli to wie, że rozpoczęliśmy już w niedzielę z wysokiego C i od samego początku w ruch poszły świeczki, rezygnacja z windy, suszarki, itd. Lodówka, pralka, płyta grzewcza i czajnik zostały nieruszone. Nie byliśmy w stanie pójść aż tak daleko. Tym bardziej chylę czoła przed Colinem i jego żoną, którzy przez rok żyli w mieszkaniu bez prądu (z wyjątkiem na laptopa, na którym prowadził blog) i prali ręcznie wielorazowe pieluchy 2-letniej córki, na które przerzucili się przez rozpoczęciem ekperymentu (przy dużym sprzeciwie żony).

Zaczęliśmy zatem w niedzielę, a wczoraj miałam już dość. Akurat w dniu bez energii oszukiwałam najwięcej. Miałam kryzys braku światła i zapalałam je wieczorem tam, gdzie mi było potrzebne. To właśnie ciemność przeszkadza najbardziej przy oszczędzaniu prądu. W poprzednich dniach był jednak tego plus - wcześniejsze chodzenie spać. Normalnie jest za dużo rzeczy do zrobienia, żeby tak po prostu iść spać a bez światła to jednak najlepsze rozwiązanie. 

Oszukiwałam ze światłem, ale nie poddałam się na wszystkich frontach.

Do ciemności w lodówce powoli się przyzwyczajam, chociaż nocne zaglądanie do niej jest zupełnie bez sensu... 

Wyłączyliśmy zegar na panelu od piekarnika - to z nowości, bo wszystkie inne opcje stand-by są wyłączone od dawna (sprzęt muzyczny, nawilżacz powietrza, radio w kuchni). 

Nadal biegamy po schodach. Chociaż wjechałam też z wózkiem na górę, bo Mała spała i nie chciałam jej budzić. Ale z sąsiadem korzystając z furtki "liftpoolingu", którą wymyśliłam zawczasu.

Nie oglądamy telewizji. To akurat od kilku miesięcy. Zrezygnowaliśmy z niej nie dlatego, że NIC w niej nie ma, tylko dlatego, że my oglądaliśmy WSZYSTKO i uwielbialiśmy to. Ja jeszcze w ciąży odkryłam, że telewizja śniadaniowa świat mi tak pięknie przybliża i tłumaczy. To z niej dowiedziałam się m.in. od zaproszonych ekspertów, że jak sie jest np. modelką (!) lub uprawia się inny zawód z nienormowanym czasem pracy to łatwiej łączyć karierę z macierzyństwem... Od p. Jacykowa wiedziałam natomiast jak z szykiem ubrać się na wiejskie wesele oraz kiedy chirurg plastyczny odmawia operacji, oczywiście pomijając powód posiadania zbyt małej gotówki. Nic nie zmyślam. Oglądałam to i gdybym miała wciaż telewizję oglądałabym dalej. 
Kolega zachwala mi programy TVP Kultura i Historia jako argument za posiadaniem tiwi. Gdybym tylko do nich kiedyś dotarła, może bym i za nimi tęskniła... Dla mnie jednak pop-papka była wystarczająco treściwa. 
Telewizji zatem nie mamy. Za Prokopem i Wellman tęsknię, ale za wiadomościami w ogóle! 
Czy mam więcej czasu? Tak. Na Internet. Choć myślałam, że będzie na książki... To koniecznie muszę zmienić!

Ciekawy fragment bloga Colina dotyczący telewizji i jego córki:
Ponieważ w ramach naszego Eksperymentu No Impact zrezygnowaliśmy z elektryczności, nie mamy również telewizora.
W zeszłym tygodniu ktoś mnie zapytał, jak w takiej sytuacji zabawiamy Isabellę. Przypadkiem tego właśnie dnia mój przyjaciel Mayer, któremu pomagam na działce, zadzwonił i powiedział, że w jego ogrodzie pojawiły się świetliki i żebym w związku z tym przyprowadził o zmroku Isabellę. Zatem poszliśmy, a kiedy wokół nas krążyło z sześć świetlików, Isabella nagle popatrzyła na mnie i powiedziała „Tato, jestem taka szczęśliwa”. Telewizja nigdy nie wywoła w niej takiej reakcji.
Blog No Impact Man, 19.07.2007
Fragment tej scenki widać zresztą w zwiastunie filmu o ich eksperymencie

Mała eM ma dopiero rok, więc bajek jeszcze nie ogląda, ale gdy włączam sobie na laptopie serial (głupi serial, nie żaden klasyk z serii Mad Men czy coś) ona też jest zainteresowana i razem sobie patrzymy. Czasem wydaje mi się także, że ona bardzo chciałaby obejrzeć kolejny odcinek więc ja nie mając nic przeciwko włączam kolejny... W dniu bez energii serialu nie było! Bawiłyśmy się wspólnie na podłodze. Czy eM odczuła różnicę? Może... A może zastanawiała się co nowego u pięknych bohaterów naszego serialu... Trudno powiedzieć.

Cały tydzień nie włączamy sprzętu grającego (ja) i radia (Pio). To akurat bardzo boli, choć włączamy coś wieczorami z jutiuba, gdy pracuję na laptopie. Cisza też jest ciekawa. Trzeba się zmierzyć z własnymi myślami. Na przykład z natrętnym pytaniem, czy to co robimy ma w ogóle sens?
Dziś znalazłam taką pocieszną grafikę, więc ją wkleję ku własnemu pocieszeniu. W sumie ekologię można zastąpić każdą inną dziedziną, z którą się zmagamy.  Nie dajmy się więc złamać zwątpieniu, tylko róbmy "małe" swoje.


Mi dodaje otuchy także obecność innych. Gdybyście chcieli poczytać ich relację z innego tygodnia to poniżej wklejam linki:


środa, 10 kwietnia 2013

Sroda - jedzenie i wolontariat

Wczoraj nie napisałam o jeszcze jednym temacie, którym mieliśmy się zająć. Mianowicie wolontariatem. 

Cieszę się, że ta kwestia też została poruszona w tym Tygodniu, innym niż wszystkie. Moim zdaniem nie wywieranie negatywnego wpływu na środowisko z jednoczesnym wywieraniem pozytywnego na swoje otoczenie świetnie do siebie pasują.

Przewodnik zachęca do wzięcia udziału w jednym z zaproponowanych wydarzeń. Wachlarz opcji jest szeroki: od małych kroków jak np. podpisania petycji, która odpowiada naszym przekonaniom przez wspomożenie Banków Żywności po wsparcie finansowe jakiejś organizacji. Chętnych do zaangażowanego działania odsyła do Centrum Wolontariatu, które gromadzi mnóstwo informacji na ten temat i pozwala dostosować czyjąć chęć z potrzebą drugiego. Jest nawet opcja dla tych, którzy nie mają za wiele czasu, mianowicie e-wolontariat. Dla mnie nowość. Chodzi o wolontariat zdalny, przy tłumaczeniach, pisaniu artykułów, tworzeniu grafiki, robieniu zdjęć, itp.

Jeśli chodzi o mnie, to chciałabym napisać, że nie mam czasu na wolontariat, bo mam dziecko, męża, górę prania, zmywania i metry podłogi do mycia. Ale pewnie każdy kto ma więcej na głowie (jak choćby więcej dzieci) popatrzy na mnie pobłażliwie. W końcu rzeczywiście dziecko jest jedno, do tego bardzo miłe i zdrowe. Wiem, że nie będę miała już tyle czasu co kiedyś, ale wiem też, że mogę mieć go przez kolejne lata jeszcze mniej. Może więc warto, żebym coś zagospodarowała także dla innych?

Moją wersją tego zadania jest zatem postanowienie zwielokrotnienia odwiedzania pewnej starszej znajomej z którą zaprzyjaźniłam się jeszcze przed maturą. Jest to samotnie mieszkająca (ale pod czułą i czujną opieką córki) Pani w podeszłym wieku, która z domu wychodzi kilka razy w roku a mimo to nie traci pogody ducha, ma poczucie humoru i jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami z kraju i ze świata. Skarbnica wiedzy i historii sprzed, w trakcie i powojennych. Prawdziwa księga do czytania. Jak to piszę to sobie uświadamiam, że głupia jestem, że tak rzadko ją odwiedzam. Tak! Postanawiam oficjalnie robić to częściej. I być może będzie to najlepszy nawyk, jaki mam nadzieję utrzymać po tym tygodniu.

Przewodnik zachęca tych najbardziej ambitnych do samodzielnego zorganizowania jakiejś inicjatywy.

W tej kwestii podzielę się tylko taką refleksją, że rzuciłam kiedyś pomysł (mailem i na FB) na pomoc materialną dla potrzebujących pań i... odzew był zaskakujący! Otrzymałam maile ze słowami wsparcia, pomysły do działania, aktywną pomoc w organizacji zbiórki, pieniądze i mnóstwo rzeczy materialnych. Od niektórych osób nie spodziewałam się odzewu więc byłam tym bardziej zaskoczona. A wystarczył jeden mail. Było to niesamowite przeżycie, bo okazało się, że wystarczyło wyciągnąć rękę z prośbą o pomoc by już za chwilę zobaczyć wiele zwróconych w moją stronę gotowych do pomocy udzielania. Polecam wszystkim taki kop optymizmu i wiary w drugiego. Jeśli więc zastanawiasz się czy coś organizować to przestań dłużej się niepokoić i po prostu zrób to. 

I ostatnie zdanie w tym temacie to przekazanie Wam zaproszenia, które sama otrzymałam od Magdy K. do wzięcia udziału w Kiermaszu dla Lucka, czyli psiaka, który potrzebuje na leczenie. Pomysł na pomoc jest bardzo fajny, bo polega bądź na podarowaniu jakiegoś przedmiotu na licytację (wszystko w ramach FB), bądź na licytowaniu wystawionych już przedmiotów. Więcej o tym, w tym zdjęcie Lucjana, poniżej. Można między innymi wylicytować tam jedno z cudnych stworzeń - Eko misi, które robi Magda.

Apetyczna Środa (wielka litera nieprzypadkowa)


A teraz przydałoby się napisać o jedzeniu. Lokalnym i sezonowym, bo tylko takie jest prawdziwie przyjazne środowisku. Nie wymaga transportu z końca świata czy dodatkowych ilości spryskiwań, aby niedojrzałe owoc/warzywo mogło po kilkunastu dniach wylądować "świeże" i najczęściej opakowane w plastik na naszym talerzu.

Temat jest bardzo ciekawy i szeroki. Opisywałam go zresztą w cyklu Na straganie. Jeśli znajdziecie czas to odsyłam bezpośrednio:

My od kilku miesięcy staramy się jeść warzywa i owoce lokalne i sezonowe, dodatkowo kupowane bezpośrednio od rolników. Ponadto, ja powoli odstawiam mięso. Na czas eksperymentu (a może dłużej) kawę, herbatę. Jakie są wnioski? Na pewno jest dużo taniej (nie kupujemy papryki, pomidorów, bananów, itd.). Jest zdrowiej. I o dziwo, jest sporo urozmaicenia w potrawach bo, aby nie jeść kilku rzeczy na krzyż szukamy ciągle nowych przepisów. Ale jest też trudniej i chyba jeszcze mocniej niż wszyscy odczuwam potrzebę lata i jesieni z ich bogactwem roślin.
dynia w zalewie
Konkrety dnia dzisiejszego to: 
śniadanie - kasza jaglana z jabłkiem i mrożonymi jagodami (danie wspólne z Małą eM)
obiad - kasza gryczana niepalona ze smażonymi na oleju rzepakowym pieczarkami, cebulą i czosnkiem plus marynowana dynia produkcji rodzinnej
kolacja - kanapki z pesto z pieczonych buraków z własnym szczypiorkiem (przepis tu)

Plus zdjęcia jedzenia. Prawie jak z Kwestii Smaku :-))))))))))))))))))))

turbo lokalne warzywa



kasza














A swoją drogą wszystkich chętnych Warszawiaków zachęcam do zakupów w tę sobotę (13 kwietnia) w Koneserze na Ząbkowskiej w ramach akcji Uratuj rolnika. Oprócz "normalnych" rolników jest tam także "nienormalne" stoisko z certyfikatem ekologicznym, gdzie dostaniecie najtańsze w Wawie produkty z certyfikatem. Sprawdzone przeze mnie; póki co taniej nie znalazłam.

A najważniejsze w kwestii jedzenia to być dobrym dla własnego organizmu i nie przejadać się. Prawda Ryan?



wtorek, 9 kwietnia 2013

Wtorek - transport

Dzisiaj dzień pod wezwaniem ograniczania zanieczyszczeń związanych z transportem. Plus poprzednie zadania: ograniczanie konsumpcji i ilości odpadów.

Zacznę zatem od odpadów (organiczne pomijam). Doszły nam:
- opakowanie po biszkoptach - bez problemu mogę z nich zrezygnować
- opakowanie po chusteczkach - można zamienić na chusteczkę bawełnianą; mam jeszcze takie z haftem od babci. Argument o niehigieniczności takiego rozwiązania odrzucam, bo moje papierowe chusteczki "higieniczne" potrafią tygodniami tkwić w moich kieszeniach (ratując mnie zresztą wielokrotnie z gilowych opałów).
- opakowanie po ryżu preparowanym - aktualnie nie mogę zrezygnować, bo Małe eM go uwielbia...
- maszynka do golenia - pomijając opcję, że można jej nie używać następnym razem kupię taką, do której wymieniać będę tylko ostrza.

Śmieci, których nie wygenerowałam to m.in. waciki do zmywania makijażu. A miałam dziś wyjście więc twarz sobie namalowałam, to i zmyć ją trzeba było. "Wacików" używam wielorazowych (z bambusa), które piorę z rzeczami Małej w kulach. Prać je trzeba koniecznie w jakimś woreczku, bo mają tendencję do jeszcze szybszego trafiania do nibylandii, czyli krainy, gdzie znajdują się zagubione w praniu skarpetki wszystkich z nas. Póki co zniknął mi jeden z kompletu. Wielo-waciki można kupić w necie, można zrobić samemu chociażby z tetrowej pieluchy. Gdy mi się kończą podkradam też bambusowe myjki Małej (używam ich zamiast nawilżanych chusteczek) - w końcu jej pupa i tak jest delikatniejsza od mojej buzi. Takie myjki też można zrobić z tetry, nie trzeba zaraz kupować specjalnych. Ale jak się jest w szale zakupów w oczekiwaniu na pierwsze dziecko to i myjki się kupuje... W każdym razie sam pomysł polecam!


A teraz o transporcie.


Moja piękna córka pragnąca zachować anonimowość...

     Oczywiście ideą jest rezygnacja z auta a ideałem przerzucenie się na rower. Wybrałam póki co coś pomiędzy, czyli transport publiczny. Niby prosta sprawa i żadna odkrywcza, ale wygodne przyzwyczajenia ciężko wyrugować z życia. Tydzień inny niż wszystkie jednak zobowiązuje, więc podjęłam wyzwanie i ruszyłam dziś z Małą do lekarza komunikacją. Wizyta była kontrolna, więc nie wymagała paniki. W panice pojechałabym nawet Hammerem nie patrząc na nic! 

    W Warszawie podróż z wózkiem jest łatwiejsza autobusem niż tramwajem z tego względu, że większość z nich jest niskopodłogowa i prosić nikogo o pomoc nie trzeba. Dzisiaj jednak czekała mnie podróż tramwajem. Sprawdziłam więc o której przyjeżdża niskopodłogowy i nawet na niego zdążyłam. Nie bolało. 
W drodze powrotnej męska pomoc była już niezbędna, ale udało się ją znaleźć. Wyprawa udana a lody przełamane. 

    W sumie to wiem, że nie ma się czym ekscytować. Wiele osób po prostu nie ma auta i nie robią z tego eko szopki. Nie mówiąc o tym, że podróżowanie komunikacją jest bardzo często szybsze i tańsze. W każdym razie każdy powód jest dobry, aby auto zostawić w spokoju. Nawet walcząc z własną wygodą.

Z powodu korków i robót drogowych w dużych miastach 13% osób spędza w samochodze codziennie ponad godzinę dłużej (!), 18% od pół godziny do gdoziny, a blisko połowa z nas traci każdego dnia do pół godziny
 Badanie "Barometr Ubezpieczniowy Link4" przy współpracy Polskiej Izby Motoryzacji, styczeń 2012

 Słyszałam też, że osoby podróżujące komunikacją (nie mówiąc o rowerzystkach/ach) są szczuplejsze niż jeżdzący autem (co w ogóle nie dotyczy takich osób jak np. Kamil B.). Też w sumie banał, ale zawsze kolejny argument za zmianą nawyków. Lepiej spalać kalorie niż paliwo - jak głosi hasło przewodnie mojego przewodnika na ten tydzień.  

A wiecie jak wygląda podróż Piotrka do jego pracy oddalonej od mieszkania o 27 km? Wersja najszybsza to: tramwaj/rower/skuter do Dworca Zachodniego, stamtąd pociąg i na koniec łapanie autostopa. Jest też opcja, tramwaj-metro-autobus-autostop lub samo auto, ale to wersja na bogato, bo w korkach taka podróż w obie strony kosztuje pewnie ponad 20 PLN. 

w tramwaju wszyscy w żałobie...
potem pociąg (zdjęcie z autostopu jutro)




















Aaaaa, jest jeszcze kolejny plus podróżowania komunikacją: można w czasie podróży czytać, co w domu mi bardzo ciężko przychodzi przez wszelkie obowiązki (czytaj: siedzenie w Internecie). A jak ktoś nie lubi czytać to gapienie się na ludzi też jest fajne. W metrze to zostaje tylko gapienie się, tak ciasno jest w godzinach szczytu...

Na miłe zakończenie wątku transportowego Ryan. Wiecie, że kiedyś uratował on Brytyjkę, która w Nowym Jorku nie w tę stronę patrzyła na pasach i prawie wpadła pod nadjeżdżającą taksówkę? Prawie. ON ją złapał i uratował. Jak pisała później na Twitterze, nie powiedział wcale Hey Girl, ale Hey, watch out. Nieważne, i tak pewnie zabrzmiało jak I love you



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Poniedziałek - odpady

Dzień drugi eksperymentu poświęcony jest śmieciom. 

Zadaniem było m.in. przenalizowanie naszych odpadów z poprzedniego i dzisiejszego dnia i zastanowienie się, których można uniknąć. A także podzielenie ich wg klucza: rzeczy, których używaliśmy przed wyrzuceniem przynajmniej przez 10 minut oraz krócej niż 10 minut.
"99%, czyli niemal wszystkie produkty oraz surowce, które zbieramy z pól, wydobywamy, produkujemy i transportujemy, staje się odpadami w ciągu 6 miesięcy."
Annie Leonard, The story of Stuff



Organicznych odpadów nie komentuję oczywiście. One nie są największym problemem. Poza tym kiedyś założymy przecież kompostownik... Przed naszym blokiem jest kawał (prywatnej) ziemi, którą możemy użyźnić. 

Problemem są wszelkiego rodzaju opakowania, które wciąż znosimy do domu, pomimo usilnych prób ich ograniczania, o czym pisałam m.in.  w tekście Od kuchni.

Poniżej analiza tego, co wywaliliśmy przez 2 dni i nasze wnioski:

- Opakowanie zbiorcze po pieluszkach jednorazowych oraz 3 zużyte jednorazówki - Na co dzień używamy wielorazowych, ale nocą niestety nie dają rady. Podczas długich wyjść również. Używamy wtedy jednorazówek, których widok w koszu jest zawsze dla mnie wyrzutem sumienia. Przy dwóch pensjach używaliśmy jednorazówek ekologicznych, czyli takich, które rozłożą się zanim Marysia urośnie. Ich cena jest niestety kilka razy droższa niż zwykłych. Teraz mamy chude czasy, więc kupujemy zwykłe, które przeżyją nas, Marysię i pewnie jej wnuki też... Opakowanie zbiorcze zużyjemy jako torbę na śmieci. Chociaż tyle. No i latem na spacery znowu w łaski wrócą wielorazówki, które będzie łatwo zmieniać na powietrzu bez zdejmowania z Małej eM kilku warstw. 
- Smoczek Małej eM - jego czas właśnie minął. Ze smoczka póki co nie potrafimy zrezygnować. 
- Pokrywka od Angeli - dla tych, co nie czytali wczorajszej relacji: Angela to znicz, który Piotrek kupił, aby rozjaśnić nam mroki nocy... Zupełnie nieekologiczny i do tego z pokrywką. Oczywiście to ostatnia Angela w naszym domu, więcej tego typu śmieci nie planujemy. UPDATE: właśnie Pio przeczytał wpis i orzekł, że Angeli nabył trzypak.
- Foliowe opakowania po kaszy jęczmiennej i pęczaku - Na obiad zmieszałam obie, bo akurat miały się ku końcowi. Następnym razem kupię na wagę pod Halą Mirowską, gdzie znalazłam stoisko ze wszelkiego rodzaju ziarnami, bakaliami, kaszami, itd. Wezmę swoje siatki z domu (a mam ich wciąż sporo) i nowych śmieci nie wygeneruję.
- Opakowanie po herbacie miętowej - czyli obok Inki najpopularniejszym napoju tego tygodnia. W perspektywie najlbliższych 7 dni nie do zrealizowania, ale w dłużej możemy miętę uprawiać lub kupić, ususzyć lub zamrozić i zaparzać własną. Aaaaaa, właśnie sobie przypomniałam, że mam nadal sporo zamrożonych liści mięty. Jutro będzie zatem turbo eko napar z własnych zasobów. Oprócz mięty można oczywiście zaplanować suszenie pokrzywy, liści malin czy innych liści i ziół. 
- Plastikowe opakowanie po taśmach klejących - następnym razem trzeba nam poprostu uważniej szukać bez zbędnych opakowań
- Trochę kartek, zapisków, koperta - część użyta dwustronnie, część nie.
- Złamana opaska na włosy - córka wzięła i mi złamała, ale zanim poległa służyła mi kilka lat.

W sumie każdą z rzeczy używaliśmy dłużej niż 10 minut, nie mniej i tak zawsze można jeszcze ograniczyć ich ilość.


A poza śmieciami to nic nowego. Świeczki nadal w użyciu. Oszukiwaliśmy przy kąpieli Małej i włączyliśmy małą lampkę, ale sami rozumiecie, że są jakieś granice naszego szaleństwa :-)

Nie sądzicie, że przy świecach to nawet bałagan w kuchni się dobrze prezentuje? Polecam!


A swoją drogą poranne Słońce witam teraz z nową radością. Świadomość, że przez kilkanaście godzin będzie bardzo widno i o nic nie będę się potykać jest fantastyczna i fajnie było to znowu docenić.






niedziela, 7 kwietnia 2013

Leniwa niedziela

Pierwszego dnia eksperymentu mieliśmy ograniczyć konsumcję. 
Dla nas łatwizna, bo zakupy robimy w soboty, a w niedziele już tylko świętujemy, m.in. zapraszając gości, korzystając z zaproszeń do innych lub po prostu ruszając w miasto.

Na ten dzień wybraliśmy więc najbardziej cwaną eko wersję - czyli pójście w gości, dzięki czemu nie używaliśmy prądu do przygotowania posiłku ani nie używaliśmy własnych produktów. Genialne, prawda? W sumie to cały tydzień "no impact" tak bym mogła, ale ludzie niestety chodzą do pracy i nie chcą codziennie zapraszać na obiady... A tak na poważnie, to więcej spotkań z ludźmi jest przewidziane jako jeden z efektów ograniczenia konsumpcji. Zamiast zakupów, zamiast telewizji, zamiast siedzenia na FB. Albo swoim blogu.

Oczywiście robiliśmy dzisiaj dużo więcej dziwnych rzeczy niż zjedzenie obiadu u rodziców i wyjście z domu na kilka godzin. To potrafi każdy, a my w końcu mamy być wyjątkowi przez ten tydzień. Od początku zatem. 

Okazuje się, że bohaterem niedzieli jest Pio, który wszedł w projekt z wielkim zaangażowaniem! Naprawdę niesamowite do czego jest zdolny. Zaraz po północy zgasił żarówki i triumfalnie wyciągnął nabytą w sobotę Angelę. Czyli wkład do znicza z promocji... Oto ona. Nasza Endżi. W plastiku, który rozłoży się długo długo po tym, jak my spoczywać będziemy już w pokoju...

na cmentarz tylko z Angelą...

Intencje w każdym razie były dobre. Pio obiecał, że opakowanie zużyje do przesadzenia w nie swoich wysiewów. Dobre i to. W każdym razie już wie, że najlepsze są jednak zwykłe świece. Bez opakowania, folii i plastiku. 

Drugie zaskoczenie to wyjęcie z lodówki żarówki.  Lodówka po ciemku wygląda zupełnie nieatrakcyjnie, ale przynajmniej uratowaliśmy świat. 
  
Trzecia siurpryza: poranne golenie się bez zapalania lampy w łazience, a przy pomocy tylko świecy. Efekt wcale nie był zły.
(Przy świecach także bierzemy prysznic, korzystamy z toalety czy przewijamy Małą. Przypadkowemu włączeniu światła towarzyszy nasz przerażony okrzyk.)

Po czwarte: zniesienie wózka z 5 piętra na dół (nie używamy przecież windy). Ja zniosłam małą eM, ale to pikuś w porównaniu do jej kolubryny. Na ten tydzień wózek został w garażu w aucie, bo oczywiście ja go nie udźwignę wraz z dzieckiem. Będę więc schodzić z nią na dół, wyciągać wózek z bagażnika i ruszać na spacery. Pomysł opiera się oczywiście na założeniu, że auto cały tydzień zostaje w garażu. 
Z oszukaństw: do teściów na 5te wjechaliśmy i zjechaliśmy windą...
Dopuściłam także jeżdżenie windą z sąsiadami, co polega na polowaniu na innych, którzy z niej korzystają. Na razie się nie udało, ale w końcu cały tydzień przed nami.

No dobra, musieliśmy dzisiaj coś kupić. Skończył nam się szampon. Ruszyliśmy więc w ramach spaceru do Yves Rocher, sklepu który chyba jako jedyny na rynku ma szampon w opakowaniu foliowym do uzupełnienia w butelce. Na miejscu okazało się jednak, że produkt został wycofany. Kupiłam więc inny, ale też z gatunku eko: w butelce nadającej się do recyklingu, w 98% ze składników naturalnych (czyli z wody...), bez parabenów, barwników i silikonu i nie testowany na zwierzętach.
Ale dumna do końca nie jestem, bo prawdziwy poziom 3 to byłoby przygotowanie własnego szampo! 

Co zrobiłam ja?
Rano nie wypiłam kawy (jest transportowana z drugiego końca świata) tylko lokalną Inkę... Najpierw ekstremalnie bez mleka nawet, ale w końcu się złamałam i dolałam je, bo była okropna. Nie, w ogóle mnie nie pobudziła.
A Piotrek to wypił prawdziwą kawę u rodziców!!!!! I zjadł dwa kotlety!!! Nie jest więc wcale taki eko święty. Ja mięsa nie jem.
A do picia w domu mamy zakupione napary ziołowe... Koniecznie więc wpadajcie do nas w tym tygodniu na "herbatkę"!

Z innych grzechów: 
- puszczona zmywarka - ale zamiast pastylek myjących użyliśmy orzechów piorących (o tym to napiszę kiedyś oddzielny tekst)
- puszczona pralka - piorą się wielorazowe pieluchy małe eM w kulach piorących zamiast proszku. 
No więc sami widzicie, że to takie grzechy, którymi można się nawet pochwalić.

Tymczasem kończę, bo w domu bez światła bardzo chce się spać. Do jutra!

PS. Na razie bawimy się dobrze.


piątek, 5 kwietnia 2013

Unplugged in NY vs. bez prądu w Warszawie

     Od niedzieli przez tydzień chcę pisać codziennie. Musi więc być krócej niż zwykle, abym ja dała radę pisać, a Wy czytać.

     Zamiast więc długiego wstępu, krótki film.



    W skrócie: od tej niedzieli przez tydzień planujemy tak samo.

    Tylko, że inaczej... Wiadomo, co innego zrezygnować z kawy w NY, a co innego w Wawie.
    Tak jak oni, nie damy rady - już to wiem. Ale i tak będziemy robić wiele w kwestii niwelowania naszego wpływu na środowisko, czyli wspinać się z 1-ego poziomu na 3-i na wiele sposobów, m.in. wspinając się na nasze 5 piętro bez windy...

Z jakiej okazji?


Tydzień inny niż wszystkie to projekt, realizowany przez Fundację Sendzimira, zainspirowany eksperymentem No Impact i rozwijany we współpracy z amerykańską organizacją No Impact Project. Nadchodzący tydzień kwietnia to faza pilotażowa właściwego projektu, który będzie miał miejsce w maju i w którym udział będą mogli wziąć wszyscy chętni. Obecnie grupa doświadczalna, w tym. m.in. nieznani blogerzy jak ja wraz z ich biednymi rodzinami mają za zadanie przetestować przewodnik na te trudne dni i zdać relację np. czy daliśmy radę zrezygnować z papieru toaletowego jak państwo z NY czy tylko przerzucić się na ten z makulatury..? :-)

 

Czemu się zgodziłam?


Ze względu na karboreksję, która się nasila pomimo wielu prób leczenia na siłę.

 

Czego oczekuję po tym tygodniu?


Dużo śmiechu. Kilku konfliktów. Kreatywności. Wydania mniej kasy. Zmiany nawyków. Ograniczenia śmieci!!! No i że schudnę...

Co na to Ryan?


Po co to robię?


Aby pokazać innym, że nam się chce. Sama wciąż czerpię inspirację od innych, bo wątpliwości, że drobne nawyki cokolwiek zmieniają dopadają mnie co 3 minuty. W końcu widzę, co się dzieje dookoła i słyszę, co do mnie mówią życzliwi...
Ale gdy tylko widzę innych świrów od razu mi lepiej!

Będzie mi bardzo miło, jak będziecie przez ten tydzień ze mną!

PS. A jeśli chcecie podejrzeć innych zapaleńców, zapraszam poniżej: