Skąd się bierze mięsko? Czyżby z małych, słodkich świnek?
Nie, to by było mało opłacalne. Jeśli już, to z dużo brzydszych i bardzo rozrośniętych macior bez klasy.
Przede wszystkim jednak to mięsko bierze się ze sklepu - to po pierwsze.
I po ostatnie. To, co działo się z nim wcześniej, odebrałoby nam apetyt, więc o tym nie myślimy.
Nie myślimy, nie myślimy, nie myślimy...
Nie myślimy, nie myślimy, nie myślimy...
A im bardziej o tym nie myślimy tym uporczywiej na powierzchnię świadomości przebijają się strzępki rozmów, materiałów filmowych, może zdjęć z rzeźni.
RZEŹNIA. RZEŹNIA. RZEŹNIA.
Już samo to słowo potrafi rzęzić metalowo w mózgu.
Już samo to słowo potrafi rzęzić metalowo w mózgu.
No dobra, nie jesteśmy już dziećmi i rozumiemy związek pomiędzy świnią a kotletem. Wiemy, że na kotleta świnię trzeba ubić i że Prosiaczek i pulpet mogą mieć ze sobą dużo wspólnego.
Gorzej jednak, że jako konsumenci jesteśmy traktowani trochę jak dzieci, które tych różnić nie widzą. I bardzo nam z tym wygodnie. Z etykiet uśmiechają się często świnie a z pasztetów oko puszczają kurczaki. No w sumie przetwory mięsne są produktem, więc trzeba je dobrze sprzedać i opakować. Nic zaskakującego.
Zaskakujące jednak, że przez ostatnie dziesiątki lat to także zwierzę stało się produktem. Czyli rzeczą. Nie każde oczywiście. Tutaj jest zupełnie niesprawiedliwie jak w ludzkim świecie - jedno rodzi się kotką Lagerfelda albo miłością Hrabala, inne dziko żyjącym wilkiem a jeszcze inne mięsnym jeżem. Jedno uważamy za ikonę, przyjaciela a drugie nie zasługuje na jakiekolwiek poważanie. Dlaczego?
Im więcej mięsa zaczęliśmy jeść, większym biznesem się to stało i coraz efektywniej zwierzęta trzeba było hodować i zarzynać, tym większą przepaść pomiędzy zwierzęciem, kotletem a jego zjadaczem poczyniono. Może związek przyczynowo-skutkowo gdzieś tam nam majaczy nad talerzem, ale na tyle lekko i nieprzejmująco, że łatwo go zajeść.
Zaskakujące jednak, że przez ostatnie dziesiątki lat to także zwierzę stało się produktem. Czyli rzeczą. Nie każde oczywiście. Tutaj jest zupełnie niesprawiedliwie jak w ludzkim świecie - jedno rodzi się kotką Lagerfelda albo miłością Hrabala, inne dziko żyjącym wilkiem a jeszcze inne mięsnym jeżem. Jedno uważamy za ikonę, przyjaciela a drugie nie zasługuje na jakiekolwiek poważanie. Dlaczego?
![]() |
Tym zwierzakom się udało. Hrabal i jego miłości. Praga |
Im więcej mięsa zaczęliśmy jeść, większym biznesem się to stało i coraz efektywniej zwierzęta trzeba było hodować i zarzynać, tym większą przepaść pomiędzy zwierzęciem, kotletem a jego zjadaczem poczyniono. Może związek przyczynowo-skutkowo gdzieś tam nam majaczy nad talerzem, ale na tyle lekko i nieprzejmująco, że łatwo go zajeść.
Uważam, że nasza równie wypasiona cywilizacja zachodnia jest przekarmiona mięsem. A jego nadmierne spożycie (codziennie, kilka razy dziennie?) prowadzi do zwiększenia produkcji i coraz gorszych sposobów jego pozyskiwania. Z jednoczesnym wypieraniem z naszej świadomości niewygodnych faktów, przy których kontrowersyjny ubój rytualny zdaje się być w swej skali marginalny.
To właśnie moja motywacja główna. Nie chcę jeść zwierząt. Bo jest mi ich żal, mimo, że to głupie krowy, śmierdzące świnie i bezmyślne kurczaki. Nieuciekające kurczaki...
I co więcej, uważam, że Tobie też jest ich żal. I, że masz w sobie dużo współczucia dla zwierząt. I że też nie chcesz takiego ich traktowania i że nie potrzeba Was raczyć żadnymi filmami, a jedynie delikatnie
zachęcać do drobnych zmian. O nich wkrótce.
Czy umiesz zabić to, co zjadasz?
Czy umiesz zabić to, co zjadasz?
Nigdy nie obejrzałam intencjonalnie żadnego "filmiku" z rzeźni; czasem jednak jakieś medium uraczy mnie ich urywkiem, zdjęciem, migawką. Nie chcę tego oglądać i nie mam wcale zamiaru raczyć Was czytelnicy takimi obrazkami.
Nie mniej nie mogę się powstrzymać przed podzieleniem się niesamowitym filmem, w którym 21-letnia Australijka zadaje sobie banalne pytanie Could You Kill What You Eat?
Pytanie banalne, odpowiedź większości też: oczywiście, że nie.
Tymczasem to 21-letnie "dziecko" o niewinnej twarzy, które w sklepie nie jest w stanie nawet rozróżnić czy "tacka z mięsem" pochodzi od krowy czy kangura, postanawia zmierzyć się z zabiciem ryby, ptaka i wreszcie ssaka.
To nadal nie wszystko, bo chce od początku do końca oprawić dane zwierzę, następnie je ugotować i celebrować wspólny posiłek z rodziną czy przyjaciółmi, jak to zwykle robi.
Od razu Was uprzedzę, że to dziecko zrobiło to wszystko, aby na końcu zmienić pytanie z "czy ja mam ochotę to zjeść" na pytanie "czy mam ochotę to zabić?" i konstatację, że smak mięsa pozostaje ten sam, ale smakuje zdecydowanie inaczej.
Film zawiera umiarkowanie drastyczne sceny i nie ma miejsca w przemysłowej ubojni. Nakręcony jest w formie dynamicznego reportażu z lekkim podkładem muzycznym, bez szczególnej misyjności; rzekłabym wręcz, że jest lajtowy. Jest na prawdę wyjątkowo ciekawy i bardzo zachęcam do obejrzenia.
W kolejnym odcinku o motywacji nr 2, czyli dlaczego wegetarianie nie muszą oszczędzać wody.
A na koniec trochę wegetariańskiego hip-hopu. Zarówno wszyscy (!) panowie z zespołu jak i etiopska królowa mięska nie jedzą.