czwartek, 24 stycznia 2013

Na straganie - poziom 2



(Ze względu na to, że w tym temacie nie mogłam opanować wszystkich wątków, wyjątkowo każdy z 3 poziomów jako odzielny tekst). 

 

POZIOM 2

  Poziom 2 to podążanie za ideą propagowaną m.in. przez René, tzn. wspieranie małych lokalnych gospodarstw i zakupy bezpośrednio od producentów.
   Brzmi rozsądnie, prawda? Mi się podoba, ale przyznam, że wymaga zmiany bardzo wielu nawyków. Szczególnie zimą kiedy piszę ten tekst. Poziom 2 wprowadzam więc na razie tylko na poziomie warzyw i owoców. Przy używaniu ryżu, herbaty, kawy czy kakao pozwolę sobie jeszcze pozostać... Podążam drogą ewolucji, bo rewolucja lubi obcinać głowy swoim ojcom. Choć tu raczej matkom w wersji Herstory

   Zatem ewolucyjnie eliminuję... Pomidory - zimą łatwizna bo są bez smaku. Cytrusy - zjem sobie w gościach. Banany - nie lubię; ojciec całe dzieciństwo powtarzał, że smakują gorzej niż kartofle, no i uwierzyłam. Papryka - zaczynają się małe schody. Rukola - już tęsknię... Bakłażan - będę ciebie wyglądać kochany!
    
  A wiecie jaki jest jeszcze jeden plus idei "zmniejszenia dystansu" w zakupach? Stają się tańsze. Co przy tymczasowo jednym żywicielu rodziny (którego serdecznie pozdrawiam!) może stawać się argumentem niebanalnym... Dla czytelników nie będących znajomymi, a po cichu liczę, że tacy też są: mąż pracuje, a ja "siedzę w domu" z dzieckiem. Za darmo, bo to przecież urlop.
  (Z serii rozmowy z pieniędzmi w tle. Ja: Kurczę, jutro impreza u Środy a ja nie mam nic nowego - robię smutne oczy i czekam na zachętę pognania polem do pobliskiej galerii. On: Nie przejmuj się. Faceci i tak nie zwracają na to uwagi. No w sumie fakt, ale tam będą głównie koleżanki i ta zasada już nie działa...)

   Jak widzicie, możecie liczyć na moją wiarygodność w poszukiwaniu nie tylko zdrowych, ekologicznych warzyw, ale także po prostu tanich. Okazuje się, że jest możliwe połączenie tych cech. Oczywiście przy pewnym wysiłku versus robienie zakupów w najbliższym sklepie. 

 

"Od rolnika do pośrednika 3000 procent znika" czyli "Uratuj rolnika i samego siebie"

 

   Z tym hasłem w sierpniu 2012 rolnicy z Ponidzia ruszyli NA TRATWIE z warzywami i owocami do Warszawy nagłaśniając po drodze problem różnicy cen pomiędzy skupem a sklepem. Zupełnie nie miałam pojęcia jakiej skali przebitki cenowe odbywają się na rynku. W 2012 roku sytuacja była szczególnie dramatyczna dla uprawiających ziemniaki, bo kilogram przyjmowano poniżej 10 gr, co oczywiście nie pokrywało kosztów uprawy i transportu. Nie mówiąc o przepaści cenowej pomiędzy tym, ile  płacimy my-konsumenci. Mechanizmy handlu ogarniam na tyle, aby rozumieć zasadę, że kupuje się tanio aby sprzedać drożej. Nic przeciwko nie mam. Nie mniej w łańcuchu: producent ziemniaka - pośrednicy ziemniaka - zjadacze ziemniaka - wydaje się, że to rolnicy i my jesteśmy robieni w trąbę. 
 Może zatem czas zastosować modnyo FairTrade na naszym własnym podwórku.

  Na szczęście spływ tratwą nie był tylko pomysłowym happeningiem, ale początkiem świetnej inicjatywy rolników, dziennikarzy Radia Wnet oraz marszałka woj. świętokrzyskiego Adama Jarubasa. Mianowicie rozpoczęli akcję pod kolejnym chwytliwym tytułem "Uratuj rolnika i samego siebie". Jest to cykliczna dostawa z Ponidzia do Warszawy plonów z tego bardzo żyznego regionu i bezpośrednia sprzedaż rolnik-konsument. Bezpośrednia via internet.
  Wystarczy zarejestrować się na stronie http://rolnikwnet.pl/index.php i zrobić zakupy przez internet, opłacić przelewem i odebrać w starej Fabryce Wódki Koneser na Ząbkowskiej w dawnej siedzibie świetnego Teatru Konsekwentnego. Na razie dostawy odbywają się co 2 tygodnie. Ja odkąd o akcji usłyszałam wzięłam w niej udział pięć razy i z wielkim entuzjazmem wszystkich do niej zachęcam! Razem z Pio przyzwyczailiśmy się już do tego cyklu gromadzenia zapasów, co jak najbardziej wymagało zmiany nawyków. Na początku ziemniaki nam rosły, a jabłka gniły. Obecnie jesteśmy już zdecydowanie lepszymi planerami i kupujemy oraz gospodarujemy wszystkim rozsądniej. A odbiór warzyw dzielimy między sobą z sąsiadami, ponieważ jest już nas kilkoro, którzy kupują w ten sposób. Jeśli również zdecydujecie się na tę akcję, jestem pewna, że możecie za sobą pociągnąć rodzinę, znajomych i odbiór nie będzie wcale uciążliwy.


Bagażnik bordowej asterki na czarnych blachach z zakupami. Reklama w tle niesponsorowana. To może być miejsce na Twoją reklamę.
W Koneserze
    Akcja jest zresztą doskonałym połączeniem kupowania lokalnego i sezonowego. Nic egzotycznego na tej giełdzie zimą nie znajdziemy. Nie licząc egzotycznie brzmiącego topinamburu, którego stałam się fanką. Warzywa i owoce pochodzą z małych i średnich gospodarstw, co pozwala mniemać, że są uprawiane w bardziej naturalny sposób niż przy uprawie na wielką skalę, co zresztą ułatwia tamtejsza żyzna gleba. Ceny niskie. Oprócz płodów rolnych możemy też kupić miody, oleje, jaja, kiszonki, mak, pokarm dla ptaków. A jestem pewna, że wraz z rozwojem tej akcji rozwijać się będzie także asortyment. Nie mówiąc o nadchodzącym bogactwie letniego i jesiennego sezonu. 
   
  Co jest bardzo fajne, to możliwość zakupu ekologicznych-certyfikowanych warzyw i owoców, co może przede wszystkim zainteresować wszystkie spanikowane/troskliwe (zależnie od poglądów wybierz właściwe określenie) jak ja matki, które chciałyby karmić dziecko czymś niepryskanym nie bankrutując przy okazji. Jeśli znacie jakichś rodziców, którzy mogliby być zainteresowani tą opcją zakupu, koniecznie dajcie im znać. Ceny certyfikowanych produktów, ze względu na pominięcie wszystkich pośredników, są bardzo atrakcyjne. Zamieszczam zresztą na dole porównawczą tabelę. My z Pio kupujemy wg schematu: ekologiczne dla małej eM, niecertyfikowane dla nas. 

   Poniżej moje certyfikowane modelki od rolnika.

Różne gatunki jabłek
5,5 kg eko dynia za 12,90!


























           

   Głównym moim pomysłem na poziom 2 jest właśnie akcja Uratuj rolnika, bo sama biorę w niej udział. Mam jeszcze jednak dla Was 4 inne ciekawe adresy w Warszawie. Będę się streszczać, bo na imprezie u Środy - tej na której byłam w starych ciuchach - dowiedziałam się, że moje teksty bywają za długie. I po kilku akapitach część czytelniczek zjeżdża do Ryana i do widzenia. Tak więc ad rem!

 

Biobazar w Centrum http://www.biobazar.org.pl/

 

   Mieści się na Żelaznej 51/53 w dawnej fabryce Norblin i działa w soboty. Wystawia sie na nim bardzo wielu dostawców, dzięki czemu dostępny jest szeroki asortyment ekologicznych produktów od owoców i warzyw (nie tylko lokalnych) przez sery, chleb kosmetyki i ekologiczne gażdżety. 
   Ceny różne - od rozsądnych wzwyż... Ja np. nacięłam się na "rolnika", który wszystko sprowadza z Niemiec (czego nie ukrywa) i za eko-natkę zapłaciłam 6 PLN! Wiecie jak to jest, wstyd było nie wziąć jak już miałam ją w ręku. Teraz omijam to stoisko jednak z daleka. Są także rolnicy z lokalnymi produktami w dobrych cenach. Kupiłam tam także kurczaka dla córki. Nie powiem, żeby był tani, ale jakość mięsa zdecydowanie inna od tego, co w sklepie. Piersi były pięciokrotnie (!) mniejsze od tego, co kupić można w każdym sklepie... 

 

Pan Ziółko na Żoliborzu http://panziolko.pl/onas.html  

 

  Dostępny w środy na placu przy Cytadeli, przy restauracji "Forteca", na ulicy Zakroczymskiej 12. Nie wiem czy zimą pan Ziółko też tam bywa, lepiej wcześniej zadzwonić. O państwie Rutkowskich, ich rolniczej PASJI i jej owocach słyszałam i czytałam wiele dobrego. Sama nie sprawdzałam, ale  zachwyty kucharza Grzegorza Łapanowskiego o produktach pana Ziółko wydają się wystarczającą rekomendacją. Z załączonego felietonu dowiedziałam się także o istnieniu takich polskich ziół jak palczatka cytrynowa, trybula czy substytucie szparagów poza sezonem - wężymordzie, zwanym skorzonerą. Takie między innymi cuda można u pana Ziółko dostać.
  A ja wciąż u niego nie byłam. Cen więc nie znam, ale podobno jest tanio. Tak wynika z relacji z zakupów na tym smakowitym blogu, gdzie nasycone zdjęcia wpędzają w tęsknotę za - lepszą niż obecna - porą roku na warzywa.  

 

Ludwik Majlert na Białołęce http://www.majlert.pl/   

 

  O panu Majlercie też dowiedziałam się z powyższego artykułu. Prowadzi on z rodziną gospodarstwo o tradycjach sięgających XIX w. Na ich stronie polecam zakładkę opisującą sklepik stacjonarny. Od razu widać, że kochają to, co robią. Jeśli zdecydujemy się na zakup mniej znanego warzywa od razu służą wydrukowanymi przepisami z ich udziałem. Prosty pomysł, a jaki fajny. Osobiście jestem urzeczona wyborem dyń i uświadamiam sobie jak mało wiem o tym, co może u nas rosnąć: dynia Uchiki Kuri z wyspy Hokkaido, dynia Early Butternut (piżmowa), dynia Blue Ballet (dynia olrzymia), dynia Muscat de Provance (piżmowa), dynia makaronowa - Stripetti.
  Tam także nie byłam. Ale będę w sezonie na pewno!

 

Sklep (internetowy) z natury http://www.sklepznatury.pl/  

 

  Sklep hołdujący zasadzie "lokalnie i sezonowo", w którym dostaniemy warzywa i owoce z rolnictwa ekologicznego na Mazowszu. Niewątpliwym plusem jest dostawa do domu. Hmmm, może powinnam była umieścić go na Poziomie 1 - w końcu łatwiej być nie może. Z informacji na stronie wynika, że warzywa/owoce są odbierane od rolnika i dostarczane tego samego dnia do odbiorcy, co w sezonie na pewno gwarantuje świeżość produktów. Ciekawą sprawą są abonamenty na żywność dostosowane do odbiorców: Happy pack dla singli, Big pack dla 2 osób, Family Pack dla rodziny>2 os. Zawartość takiego abonamentu zmienia się sezonowo.
  Z usług sklepu nie korzystałam. Ceny do sprawdzenia na stronie.

(Jeśli tylko skorzystam z usług któregoś z powyższych miejsc na pewno uzupełnię wpis o swoje komentarze i dam znać na FB profilu bloga

 

Na własną rękę 

 

"Euro liść"
   Można także poszukać rolników uprawiającyh bez chemii na bazarach. Na pewno są tacy i pod Halą Mirowską, i na Wolumenie i w innych miejscach. Przy czym kwestią zaufania jest ekologiczność danych produktów. Pojęcia "zdrowa żywność" czy "naturalna żywność" nie są tym samym co ekologiczna. Za tą zawsze powinien stać certyfikat rolnictwa ekologicznego, przyznawanego przez odpowiednie jednostki, kontrolujące gospodarstwa pod kątem nasion, składu gleby czy sposobu nawożenia w wypadku upraw. W UE produkty z certyfikatem oznaczone są logo zwanym euro liściem. Wyższa cena ekologicznej żywnośći w jakimś stopniu wynika właśnie ze złożonych procedur uzyskania certyfikatu. Nie mniej sama uprawa bez stosowania choćby środków owadobójczych czy chwastobójczych jest zdecydowanie bardziej praco- i czasochłonna a tym samym kosztogenna.

  Dotarcie do rolników, którzy uprawiają ekologicznie, ale bez certyfikatów jest na pewno możliwe. Przy czym wymaga to dokładnego sprawdzenia. Jeśli macie kogoś na wsi zacznijcie kiedyś temat "sypania" upraw. Zakładając, że znajdą się we wsi rolnicy, którzy coś uprawiają. Możecie dowiedzieć się ciekawych rzeczy.
  Rodzice mojej koleżanki mieszkają na wsi. I tam stan rzeczy wygląda mniej więcej tak.
  Jest pani, która uprawia dla jednej ze znanych sieci. Otrzymuje dotacje UE, które obligują ją do bardziej naturalnej uprawy (ale bez certyfikatu). Musi m.in. kupować "nieskażone" certyfikowane nasiona dla swoich upraw a nawozów sztucznych używa w określonej przepisami ilości, mniejszej niż standardowo. Swoimi plonami karmi swoją rodzinę.
  Druga pani, uprawiająca kapustę, która nie chce "bawić się" w dotacje, sypie ile jej wygodnie i sprzedaje do skupu. Swojej kapusty jednak rodzinie nie daje. Być może uprawia ekologiczną w przydomowym ogródku...
  Jest też rodzina, której nie stać na nawozy i która, gdy nadchodzi potrzeba, w całym składzie rusza na grządki i pieli uprawy. Jeśli dotarlibyście do nich, możecie bez obaw kupować ich warzywa.
   I jest jeszcze pszczelarz, który certyfikat ekologiczności miałby gwarantowany, gdyby... chciał w niego zainwestować. Tymczasem woli inwestować w rozwój pasieki. A klienci i tak znając jego naturalne metody i produkty, nie potrzebują żadnego logo na jego miodach, aby je kupować.

  Czasami pewnie lepiej nie wiedzieć, skąd pochodzi nasza kapusta tylko spożyć ją bez stresu w nadziei, że rolnika nie było stać na nawozy... Kto po wsi chodzi ten sam sobie szkodzi.


 

  A Wy jaki macie stosunek do zakupu warzyw i owoców? Kupujecie, gdzie Wam wygodnie nie przejmując się pochodzeniem? Czy może macie jakieś swoje sprawdzone miejsca?


  A już zupełnie na koniec wspominana tabelka z porównaniem cen owoców i warzyw z eko certyfikatami (oprócz ostatniej pozycji).

  

PODSUMOWANIE

POZIOM 2

- zakupy certyfikowanych warzyw/owoców bezpośrednio od rolników (kilka adresów w Warszawie podanych w tekście)
- zakupy niecertyfikowanych, ale uprawianych naturalnymi metodami plonów ze sprawdzonych gospodarstw (jak np. pan Ziółko czy pan Majlert)




2 komentarze:

  1. Byłam w ostatnią sobotę w Koneserze na akcji "uratuj rolnika" - generalnie warzywa bardzo ok, ale... taki mały zgrzyt - kupowałam jabłka ekologiczne topaz http://rolnikwnet.pl/index.php?id_product=138&controller=product - były w siateczce z metką organic, która miała taki dziwny kształt, o tak to wyglądało: https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/531684_10200128665091409_343246205_n.jpg

    Całość logo do obejrzenia na stronie: http://www.tesco.pl/organic/
    :-(
    Jakbym chciała jabłka eko z tesco, to bym pojechała do teesco :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda rzeczywiście, jakby wycięto ręcznie logo Tesco... W każdym razie nie oznacza to nic złego. Być może, że to gospodarstwo zaopatruje/zaopatrywało także tę sieć. Następnym razem jak tam będę w Koneserzez to zapytam o to z ciekawości.

      W każdym razie - warzywa i owoce nadal pozostają ekologiczne (Tesco w tym nie przeszkadza) i tanie.

      Swoją drogą wpadnę także do Tesco i sprawdzę ich ceny. Rzadko tam zaglądam i nie wiedziałam, że mają też owoce i warzywa z certyfikatem.
      Dzięki za komentarz!

      Usuń