wtorek, 9 kwietnia 2013

Wtorek - transport

Dzisiaj dzień pod wezwaniem ograniczania zanieczyszczeń związanych z transportem. Plus poprzednie zadania: ograniczanie konsumpcji i ilości odpadów.

Zacznę zatem od odpadów (organiczne pomijam). Doszły nam:
- opakowanie po biszkoptach - bez problemu mogę z nich zrezygnować
- opakowanie po chusteczkach - można zamienić na chusteczkę bawełnianą; mam jeszcze takie z haftem od babci. Argument o niehigieniczności takiego rozwiązania odrzucam, bo moje papierowe chusteczki "higieniczne" potrafią tygodniami tkwić w moich kieszeniach (ratując mnie zresztą wielokrotnie z gilowych opałów).
- opakowanie po ryżu preparowanym - aktualnie nie mogę zrezygnować, bo Małe eM go uwielbia...
- maszynka do golenia - pomijając opcję, że można jej nie używać następnym razem kupię taką, do której wymieniać będę tylko ostrza.

Śmieci, których nie wygenerowałam to m.in. waciki do zmywania makijażu. A miałam dziś wyjście więc twarz sobie namalowałam, to i zmyć ją trzeba było. "Wacików" używam wielorazowych (z bambusa), które piorę z rzeczami Małej w kulach. Prać je trzeba koniecznie w jakimś woreczku, bo mają tendencję do jeszcze szybszego trafiania do nibylandii, czyli krainy, gdzie znajdują się zagubione w praniu skarpetki wszystkich z nas. Póki co zniknął mi jeden z kompletu. Wielo-waciki można kupić w necie, można zrobić samemu chociażby z tetrowej pieluchy. Gdy mi się kończą podkradam też bambusowe myjki Małej (używam ich zamiast nawilżanych chusteczek) - w końcu jej pupa i tak jest delikatniejsza od mojej buzi. Takie myjki też można zrobić z tetry, nie trzeba zaraz kupować specjalnych. Ale jak się jest w szale zakupów w oczekiwaniu na pierwsze dziecko to i myjki się kupuje... W każdym razie sam pomysł polecam!


A teraz o transporcie.


Moja piękna córka pragnąca zachować anonimowość...

     Oczywiście ideą jest rezygnacja z auta a ideałem przerzucenie się na rower. Wybrałam póki co coś pomiędzy, czyli transport publiczny. Niby prosta sprawa i żadna odkrywcza, ale wygodne przyzwyczajenia ciężko wyrugować z życia. Tydzień inny niż wszystkie jednak zobowiązuje, więc podjęłam wyzwanie i ruszyłam dziś z Małą do lekarza komunikacją. Wizyta była kontrolna, więc nie wymagała paniki. W panice pojechałabym nawet Hammerem nie patrząc na nic! 

    W Warszawie podróż z wózkiem jest łatwiejsza autobusem niż tramwajem z tego względu, że większość z nich jest niskopodłogowa i prosić nikogo o pomoc nie trzeba. Dzisiaj jednak czekała mnie podróż tramwajem. Sprawdziłam więc o której przyjeżdża niskopodłogowy i nawet na niego zdążyłam. Nie bolało. 
W drodze powrotnej męska pomoc była już niezbędna, ale udało się ją znaleźć. Wyprawa udana a lody przełamane. 

    W sumie to wiem, że nie ma się czym ekscytować. Wiele osób po prostu nie ma auta i nie robią z tego eko szopki. Nie mówiąc o tym, że podróżowanie komunikacją jest bardzo często szybsze i tańsze. W każdym razie każdy powód jest dobry, aby auto zostawić w spokoju. Nawet walcząc z własną wygodą.

Z powodu korków i robót drogowych w dużych miastach 13% osób spędza w samochodze codziennie ponad godzinę dłużej (!), 18% od pół godziny do gdoziny, a blisko połowa z nas traci każdego dnia do pół godziny
 Badanie "Barometr Ubezpieczniowy Link4" przy współpracy Polskiej Izby Motoryzacji, styczeń 2012

 Słyszałam też, że osoby podróżujące komunikacją (nie mówiąc o rowerzystkach/ach) są szczuplejsze niż jeżdzący autem (co w ogóle nie dotyczy takich osób jak np. Kamil B.). Też w sumie banał, ale zawsze kolejny argument za zmianą nawyków. Lepiej spalać kalorie niż paliwo - jak głosi hasło przewodnie mojego przewodnika na ten tydzień.  

A wiecie jak wygląda podróż Piotrka do jego pracy oddalonej od mieszkania o 27 km? Wersja najszybsza to: tramwaj/rower/skuter do Dworca Zachodniego, stamtąd pociąg i na koniec łapanie autostopa. Jest też opcja, tramwaj-metro-autobus-autostop lub samo auto, ale to wersja na bogato, bo w korkach taka podróż w obie strony kosztuje pewnie ponad 20 PLN. 

w tramwaju wszyscy w żałobie...
potem pociąg (zdjęcie z autostopu jutro)




















Aaaaa, jest jeszcze kolejny plus podróżowania komunikacją: można w czasie podróży czytać, co w domu mi bardzo ciężko przychodzi przez wszelkie obowiązki (czytaj: siedzenie w Internecie). A jak ktoś nie lubi czytać to gapienie się na ludzi też jest fajne. W metrze to zostaje tylko gapienie się, tak ciasno jest w godzinach szczytu...

Na miłe zakończenie wątku transportowego Ryan. Wiecie, że kiedyś uratował on Brytyjkę, która w Nowym Jorku nie w tę stronę patrzyła na pasach i prawie wpadła pod nadjeżdżającą taksówkę? Prawie. ON ją złapał i uratował. Jak pisała później na Twitterze, nie powiedział wcale Hey Girl, ale Hey, watch out. Nieważne, i tak pewnie zabrzmiało jak I love you