piątek, 26 października 2012

Toaletowo


"Nie będzie tam spłuczki. Nie będziemy się załatwiać do wody, bo to jest najbardziej nieekologiczny sposób załatwiania się. Żadne ssaki lądowe nie załatwiają się do wody. Tylko człowiek wymyślił sobie taki sposób."

Ha! Nareszcie znalazłam prawdziwy 3 poziom, któremu mało kto podskoczy! Po kolei jednak.
Niniejszy artykuł poświęcony będzie właśnie załatwianiu się. W końcu trochę emocji. Obiecuję jednak uważać na język i używać tylko trybu orzekającego, bez czasowników: róbcie, nie róbcie, załatwiajcie się, nie spuszczajcie, wycierajcie, itp...

(Tekst jest długi, więc na samym końcu, pod spodniami Ryana, podsumowanie - jeśli ktoś nie ma czasu).

INTRO

Temat jest naprawdę bardzo zajmujący ze względu na jego codzienną wszechobecność. Duże potrzeby pomnożone przez dużo ludzi generują przeogromne zużycie wody. No właśnie, załatwianie się do wody jest nieekologiczne, ale... innego sobie po prostu nie wyobrażam na co dzień! Myślę, że to jednak najlepszy z możliwych sposobów załatwiania się jaki wymyślił ssak lądowy (co innego ptaki, te mają jeszcze fajniej). I nie ma bardziej komfortowego sposobu niż usiąść na swoim własnym, domowym, czystym i bezpiecznym sedesie. Z gazetą lub bez, jak kto lubi.
Bo jakie mamy alternatywy? Ze wszystkimi innymi formami toalet, których próbowałam wiążą się jakieś fobie. I tak na przykład, super naturalny las to strach (i jego wielkie oczy) przed komarem lub innymi robakami, które mogą atakować w momencie mojej słabości lub chcą wyruszyć w podróż ze mną na mnie... Sławojki z wakacyjnych wyjazdów na wieś to wspomnienie wielkiego dołu tajemnic i powtarzanie w głowie zaklęcia, że przecież "nie da się tam wpaść". I jeszcze te szpary między deskami przez które WSZYSCY mogą cię zobaczyć. Zdecydowanie gorzej było nocą; wyjście z domku działkowego babci do oddalonej o 50 metrów nieoświetlonej "budki" równie nieoświetloną ścieżką to był prawdziwy wyczyn. Alternatywą było cynkowe wiadro na brudy w ganku, ale tam znowu jawiły się inne problemy. Trzeba było wykazać się ekwilibrystyczną zdolnością utrzymania się na takim, a dodatkowo niektóre z nich miały wystające oczka na uchwyt i to już była naprawdę wyższa szkoła z niego skorzystać, siedząc na nim lecz nie siedząc... Moją ulubioną sławojkę spotkałam jednak wiele lat później u kolegi na działce. Ta w ogóle nie posiadała drzwi. I przyznaję, że zupełnie nie były potrzebne bo zasłaniałyby widok na piękne pole i łąkę. O parkingach w dawnym stylu i przyległych zaminowanych laskach nie chcę nawet wspominać, bo to słaby temat i już mi się robi niedobrze. Już nawet lepsze są toi-toi, które pachną dla mnie jak... Paryż. To tam po raz pierwszy wyjechałam na Światowe Dni Młodzieży, w których uczestniczyły setki tysięcy ludzi; niebieskie budki przy takich tłumach to była codzienność. Pierwszy wielki wyjazd, pierwsze toi-toi i stolica szyku zawsze staje mi przed oczami gdy mijam taki przybytek. Pozostaje jeszcze wakacyjne załatwianie się do jeziora i morza, a nawet basenu. Tak, przyznaję się do tego, ale  przysięgam, to było ponad 20 lat temu, czyli byłam wtedy dzieckiem. Choć nie powiem - miałam świadomość, że chyba jednak nie powinnam... Pamiętam, że strasznie się bałam, bo ktoś mi powiedział, że na Zachodzie to jak się nasika do basenu to mocz zmienia kolor na czerwony i wszyscy widzą, kto narobił. Do dziś nie wiem czy to prawda; ale wiem na pewno, że w Polsce 20 lat temu nie mieli takiej zaawansowanej technologii... Swoją drogą, podobno nie każdy umie załatwić się do akwenu. Mnie to tylko dziwi. No i wróciłam tym samym do załatwiania potrzeb do wody.

Nawet jeśli spuszczanie wody jest nieekologiczne, to uważam je jednak za zdobycz cywilizacyjną, z której bardzo ciężko byłoby mi zrezygnować. Dlatego tym bardziej szanuję i cenię pana od tego cytatu na początku. Na 3 poziomie przeczytacie o jego sposobach ulżenia sobie i planecie. Wszystkim innym pozostaje nadzieja, że nigdy nie zabraknie nam wody pitnej oraz wejście na poziom 1 i 2.

A wejść na któryś na pewno warto, ponieważ zaoszczędzić można wodę (a więc i pieniądze) oraz... drzewa (!). Przyjmuje się, że jedna osoba zużywa dziennie od 125 do 150 l wody. Z tego najwięcej, bo około 38 l wody potrzebnych jest do spłukiwania miski ustępowej; dla porównania 33 l żuzywa się średnio na kąpiel pod prysznicem. Jeśli oszczędność nawet kilku litrów pomnożymy przez 365 dni w roku i liczbę domowników oraz wszystkich, którzy ją oszczędzają to wyjdzie nam naprawdę wielkie jezioro PITNEJ wody. No właśnie, bo problem głównie tkwi w tym, że nasze nieczystości spłukujemy cenną wodą pitną. Może w lepszym świecie przyszłości powszechne staną sie instalacje zużywające do spłukiwania deszczówkę lub tzw. wodę szarą, czyli wodę już użytą w gospodarstwie domowym, ale nie zanieczyszczoną fekaliami. Myślę, że woda z pralki po praniu użyta w naszych toaletach nikomu by nie przeszkadzała. Tymczasem jednak takie instalacje to zupełne wyjątki w eko-domach.

Jeszcze tylko włączcie sobie tematyczne wideo - czyli jedną z moich ulubionych wokalistek w równie pięknej, co ona sama piosence o syrenie, która do wody załatwiać się nie chciała więc została człowiekiem, co zupełnie nie rozwiązało jej problemu - i przechodzimy do meritum.


POZIOM 1

Jak zwykle łatwizna, czyli stosowanie dwudzielnych przycisków spłukujących przy miskach ustępowych. Niby nic trudnego, ale jak się tak dobrze zastanowić to w większości wypadków tu także działamy automatycznie i często wciskamy, co popadnie. Zwłaszcza nie będąc u siebie w domu. A tu tymczasem wystarczy skupić się na setną sekundy i dopiero nadusić (już nie pamiętam, gdzie tak mówią, ale lubię gdy ktoś nadusza np. spację na klawiaturze) odpowiedni przycisk.

W starego typu toaletach, gdzie nie ma "dwudzielności" a rezerwuar nie jest zabudowany, można zastosować domowy sposób, aby zmniejszyć pobór wody, czyli włożyć do niego wypełnioną butelkę wody i obciążyć ją. W ten sposób zmniejszymy objętość spływającej do zbiornika wody, której właśnie w starego typu toaletach pobiera się najwięcej (na pewno więcej niż potrzeba).

POZIOM 2

Zacznę od papieru toaletowego. Każdy lubi ten miękki, wiadomo. Do tego jeszcze kolor w odcieniu glazury, 3 warstwy i delikatne nadruki lub wytłoczenia. Tymczasem ten luksus wykonany jest z celulozy pozyskanej oczywiście z drzew, które na tę okazję specjalnie ścinamy, następnie w długich procesach przetwarzamy mechanicznie lub chemicznie. W jaki sposób się to odbywa i co w tym procesie jest niebezpieczne dla wody, powietrza, gleby i nas samych profesjonalnie opisane jest tutaj:
http://www.ekonsument.pl/a66525_przemysl_drzewno_papierniczy.html
Zdecydowanie przyjaźniejsze jest używanie papieru z makulatury. Oczywiście do jego produkcji przy odzyskiwaniu materiału też zużywane są zasoby naturalne takie jak woda czy energia, nie mniej proces jest zdecydowanie mniej szkodliwy i co najważniejsze, nie ścinane są drzewa w tak błahym celu.
Tu od razu przyznaję się, że do niedawna używałam tego ekskluzywnego papieru w rumianki, labradorki i inne wiewiórki. Ten szary kojarzył mi się ze szkołą, urzędem, szpitalem i toaletą w PKP. Niniejszy temat skłonił mnie jednak do poszukania kompromisu pomiędzy dotychczasową wygodą i przyzwyczajeniem a odpowiedzialnym wyborem. I tu jak zwykle pojawia się mój eko pomocnik w postaci Piotrka, który z zakupów przyniósł to, czego szukałam. Papier, kupiony akurat w największej sieciówce drogeryjnej, wykonany właśnie ze 100% makulatury, ale tylko białej makulatury. Nie jest więc wcale taki szary - choć bielszy niż Vizir też nie - i co ważne, nie jest szorstki - choć oczywiście daleko mu do aksamitnej miękkości. Nie odczułam jednak jakoś boleśnie klasowego spadku. Dlatego go polecam (uwieczniony na środkowej fotce). Jest o połowę tańszy, dlatego trzeba kucnąć, jak się chce go znaleźć w sklepie...

Jest także eko-papier ze zrównoważonej wycinki lasu, ale makulaturowy zdecydowanie bardziej mnie przekonuje. Przynajmniej mam świadomość, że żadne drzewo nie zostało ścięte na moje przyziemne potrzeby. A jak do kogoś nie przemawia ścinane, spadające kilkudziesięcioletnie drzewo to może przemówi rozbite ptasie gniazdo, którego już nie odnajdzie na drzewie mama-ptak i będzie tak strasznie zdziwiona, albo rodzina jeży rozdzielona w czasie ucieczki przed zmiażdżeniem (przy okazji pozdrawiam Jerzego M.!) albo wiewiórka, co jak gdyby nic zeszła po orzecha i nie miała już gdzie wracać. A jeśli te tanie triki emocjonalne nie działają na Was to spójrzcie na tych poniżej. Jeśli oni nie poruszają Twojego sumienia, to nie masz serca drogi czytelniku! Albo jesteś zbyt młody, żeby ich pamiętać.


Dla tych, co chcieliby nadrobić swoją ekologiczną edukację polecam odcinek Krecika w mieście.
http://bajki.onet.pl/krecik,krecik-w-miescie,43378,0,43460,odcinek.html
W dzieciństwie lektura książki o wycince lasu tej trójki przyjaciół zrobiła na mnie piorunująco smutne wrażenie. Teraz odświeżyłam sobie tę bajkę i stwierdzam, że nadal na mnie działa, zwłaszcza z tym przejmującym podkładem muzycznym.
Kończąc wątek papieru z makulatury, zachęcam chociaż do spróbowania tego rossmannowego. Może zostaniecie przy nim na dłużej? Dla krecika!


Natknęłam się jeszcze w sieci na alternatywę dla papieru - szmatki wielokrotnego użytku, które trzeba prać, ale że 4 poziomu nie przewidziałam w blogu, to ten wątek szybko zamykam!!! fuj

A teraz o 2 poziomie oszczędzania wody. Łatwo wcale nie będzie, ale 3 poziom jest już zarezerwowany dla tego pana od ssaków lądowych, więc na 2-im muszę zmieścić poniższe propozycje.

Wspominałam wyżej o wodzie szarej, którą specjalna instalacja mogłaby doprowadzać do naszych spłuczek. Jako, że jednak pewnie nikt z nas takiej nie ma, chętnym i zaangażowanym lub po prostu bardzo oszczędnym pozostaje ręczne zalewanie wodą szarą, co ma także ekonomiczne znaczenie w domach, gdzie płaci się potrójnie za toaletę: za prąd przy pompowaniu wody, za samą wodę oraz wywóz szamba. Wcale nie jest jednak łatwe taką wodę na własną rękę odzyskać. Pralki zazwyczaj mają odpływ zabudowany. Może woda z kąpieli? Mi zostaje prawie codziennie w wanience woda po kąpieli Małej eM. i próbuję jakoś ją spożytkować. Zwłaszcza, że ona w ogóle nie jest szara. Nie wiem, czy w ogóle różni się czymś przed i po kąpieli (Mała eM. jest jeszcze naprawdę mała; ma kilka miesięcy)... Myłam już więc podłogę taką wodą a czasami także używałam do spłukiwania toalety, przy czym wcale nie jest łatwo trafić wanienką do celu. To znaczy TYLKO do celu. Kończy się zawsze także na myciu podłogi w łazience. (Pio powiedział, że fragment o używaniu tej wody do mycia podłogi może być odpychający dla czytelników i powinnam go usunąć; naprawdę to jest obrzydliwe?).

Drugi sposób oszczędzania sprawdza się w pewnych okolicznościach. Jednym może przyjść łatwiej, drugim w ogóle nie podejdzie, ale napisać warto - może ktoś się skusi. Mianowicie chodzi o to, żeby nie spuszczać wody zawsze... Dokładniej i wprost: nie spuszczać wody po siku tylko poczekać na kolejne, albo jeszcze kolejne... Przy czym wyraźnie zaznaczam, że nie jest to dobry pomysł do stosowania w pracy, knajpie, w gościach i ogólnie w toaletach publicznych. W zaciszu jednak swojego domu, jeśli przebywamy w nim sami (na stałe lub chwilowo, bo domownicy wyszli) myślę, że jest do zrobienia. Znalazłam nawet gwiazdę, która tak robi. Z Ameryki gwiazdę. Jeśli chcecie wiedzieć, kto to, skopiujcie do wyszukiwarki "zwolenniczka rygorystycznego oszczędzania wody" i nie zdziwcie się, na jaki profesjonalny portal Was przekieruje :-)

I ostatni sposób. Choć podany z lekkością i humorem poważnie traktuje możliwe oszczędności wody, czyli 12 litrów dziennie, a rocznie 4 380! Czy u Was scenariusz wieczornego lub porannego mycia wygląda tak, że najpierw rozbieracie się do rosołu, po czym siadacie i załatwiacie potrzebę, spuszczacie wodę i dopiero wskakujecie pod prysznic? Dla ekologów z Brazylii wydaje się to bez sensu, dlatego mają swoją propozycję. Spot jest w języku portugalskim, ale znalazłam wersję z angielskimi podpisami do tych super piskliwych głosików. No i pojawia się sporo gwiazd: ja znalazłam Jordana, Gandhiego i Hitchcocka, ale jest ich więcej.
So if you pee, you're invited!


Super jest ta reklama, i te dzieciaki, i te absurdalne postaci. Też chcę być jak... trapezista!


POZIOM 3 

No i nareszcie dochodzimy do mojego bohatera. Odsyłam Was jednak do materiału filmowego, bo już nie mam siły pisać, a zresztą sam wytłumaczy Wam najlepiej, na czym polega ekologiczne załatwianie się bez używania wody. Do ósmej minuty będziecie wiedzieli już wszystko o jego łazience!
Swoją drogą, bardzo polubiłam tego pana. Mimo, że jest "ekstrem(ent)istą" to o swoich poglądach opowiada tak łagodnie i spokojnie, że myślę sobie, że takich ludzi chciałabym spotykać więcej. Choć może nie korzystać z ich toalety.

http://tvnplayer.pl/programy-online/rozmowy-w-toku-odcinki,63/odcinek-1926,karmie-dziecko-pokrzywami,S00E1926,3004.html
Karmię dziecko pokrzywami - niezły tytuł, prawda? Prawie tak dobry jak Nie śpię, bo trzymam kredens...


Jeśli zdecydujecie się na obejrzenie całego programu, uważajcie na tę panią w okularach i jej zawiniątko. Jak zacznie je rozwijać - zamknijcie oczy!

A na koniec boskie stworzenie Ryan Gosling z trochę innym pomysłem na oszczędzanie wody. Brawo Ryan - liczy się każda inicjatywa!
PS. Jeśli skorzystacie z propozycji Ryana, odpuśćcie już sobie te brazylijskie rady...


PODSUMOWANIE

POZIOM 1
- świadome używanie dwudzielnej spłuczki
- ograniczenie poboru wody w starego typu rezerwuarach

POZIOM 2
- papier toaletowy z makulatury
- spuszczanie wody wg zasady: brązowe spuszczamy, żółte zostawiamy
- siku pod prysznicem

POZIOM 3
do obejrzenia - link powyżej