piątek, 12 kwietnia 2013

Czwartek - energia

W czwartek mieliśmy ograniczyć używanie energii elektrycznej.

Przy czym, jeśli ktoś śledził nas od niedzieli to wie, że rozpoczęliśmy już w niedzielę z wysokiego C i od samego początku w ruch poszły świeczki, rezygnacja z windy, suszarki, itd. Lodówka, pralka, płyta grzewcza i czajnik zostały nieruszone. Nie byliśmy w stanie pójść aż tak daleko. Tym bardziej chylę czoła przed Colinem i jego żoną, którzy przez rok żyli w mieszkaniu bez prądu (z wyjątkiem na laptopa, na którym prowadził blog) i prali ręcznie wielorazowe pieluchy 2-letniej córki, na które przerzucili się przez rozpoczęciem ekperymentu (przy dużym sprzeciwie żony).

Zaczęliśmy zatem w niedzielę, a wczoraj miałam już dość. Akurat w dniu bez energii oszukiwałam najwięcej. Miałam kryzys braku światła i zapalałam je wieczorem tam, gdzie mi było potrzebne. To właśnie ciemność przeszkadza najbardziej przy oszczędzaniu prądu. W poprzednich dniach był jednak tego plus - wcześniejsze chodzenie spać. Normalnie jest za dużo rzeczy do zrobienia, żeby tak po prostu iść spać a bez światła to jednak najlepsze rozwiązanie. 

Oszukiwałam ze światłem, ale nie poddałam się na wszystkich frontach.

Do ciemności w lodówce powoli się przyzwyczajam, chociaż nocne zaglądanie do niej jest zupełnie bez sensu... 

Wyłączyliśmy zegar na panelu od piekarnika - to z nowości, bo wszystkie inne opcje stand-by są wyłączone od dawna (sprzęt muzyczny, nawilżacz powietrza, radio w kuchni). 

Nadal biegamy po schodach. Chociaż wjechałam też z wózkiem na górę, bo Mała spała i nie chciałam jej budzić. Ale z sąsiadem korzystając z furtki "liftpoolingu", którą wymyśliłam zawczasu.

Nie oglądamy telewizji. To akurat od kilku miesięcy. Zrezygnowaliśmy z niej nie dlatego, że NIC w niej nie ma, tylko dlatego, że my oglądaliśmy WSZYSTKO i uwielbialiśmy to. Ja jeszcze w ciąży odkryłam, że telewizja śniadaniowa świat mi tak pięknie przybliża i tłumaczy. To z niej dowiedziałam się m.in. od zaproszonych ekspertów, że jak sie jest np. modelką (!) lub uprawia się inny zawód z nienormowanym czasem pracy to łatwiej łączyć karierę z macierzyństwem... Od p. Jacykowa wiedziałam natomiast jak z szykiem ubrać się na wiejskie wesele oraz kiedy chirurg plastyczny odmawia operacji, oczywiście pomijając powód posiadania zbyt małej gotówki. Nic nie zmyślam. Oglądałam to i gdybym miała wciaż telewizję oglądałabym dalej. 
Kolega zachwala mi programy TVP Kultura i Historia jako argument za posiadaniem tiwi. Gdybym tylko do nich kiedyś dotarła, może bym i za nimi tęskniła... Dla mnie jednak pop-papka była wystarczająco treściwa. 
Telewizji zatem nie mamy. Za Prokopem i Wellman tęsknię, ale za wiadomościami w ogóle! 
Czy mam więcej czasu? Tak. Na Internet. Choć myślałam, że będzie na książki... To koniecznie muszę zmienić!

Ciekawy fragment bloga Colina dotyczący telewizji i jego córki:
Ponieważ w ramach naszego Eksperymentu No Impact zrezygnowaliśmy z elektryczności, nie mamy również telewizora.
W zeszłym tygodniu ktoś mnie zapytał, jak w takiej sytuacji zabawiamy Isabellę. Przypadkiem tego właśnie dnia mój przyjaciel Mayer, któremu pomagam na działce, zadzwonił i powiedział, że w jego ogrodzie pojawiły się świetliki i żebym w związku z tym przyprowadził o zmroku Isabellę. Zatem poszliśmy, a kiedy wokół nas krążyło z sześć świetlików, Isabella nagle popatrzyła na mnie i powiedziała „Tato, jestem taka szczęśliwa”. Telewizja nigdy nie wywoła w niej takiej reakcji.
Blog No Impact Man, 19.07.2007
Fragment tej scenki widać zresztą w zwiastunie filmu o ich eksperymencie

Mała eM ma dopiero rok, więc bajek jeszcze nie ogląda, ale gdy włączam sobie na laptopie serial (głupi serial, nie żaden klasyk z serii Mad Men czy coś) ona też jest zainteresowana i razem sobie patrzymy. Czasem wydaje mi się także, że ona bardzo chciałaby obejrzeć kolejny odcinek więc ja nie mając nic przeciwko włączam kolejny... W dniu bez energii serialu nie było! Bawiłyśmy się wspólnie na podłodze. Czy eM odczuła różnicę? Może... A może zastanawiała się co nowego u pięknych bohaterów naszego serialu... Trudno powiedzieć.

Cały tydzień nie włączamy sprzętu grającego (ja) i radia (Pio). To akurat bardzo boli, choć włączamy coś wieczorami z jutiuba, gdy pracuję na laptopie. Cisza też jest ciekawa. Trzeba się zmierzyć z własnymi myślami. Na przykład z natrętnym pytaniem, czy to co robimy ma w ogóle sens?
Dziś znalazłam taką pocieszną grafikę, więc ją wkleję ku własnemu pocieszeniu. W sumie ekologię można zastąpić każdą inną dziedziną, z którą się zmagamy.  Nie dajmy się więc złamać zwątpieniu, tylko róbmy "małe" swoje.


Mi dodaje otuchy także obecność innych. Gdybyście chcieli poczytać ich relację z innego tygodnia to poniżej wklejam linki: