niedziela, 7 października 2012

Zafoliowani


 
Siatki - kolejny nieodłączny element naszego codziennego życia. I krajobrazu. Fotka powyżej z czerwonym dachem w tle to widok z mojego pokoju w mieszkaniu rodziców. No właśnie, dawno już tam nie mieszkam, ale to nadal "mój pokój". I mimo, że wnętrze bardzo się zmieniło to widok przez okno tylko nieznacznie - siatka nadal wisi na drzewie nieczuła na pogody, miesiące, pory roku i lata... Tę jedną akurat lubię, bo to widok z mojego pokoju. Miliarda innych, które nas otaczają już nie znoszę.



INTRO

Niestety foliowa siatka ma mnóstwo zalet, które trudno podważyć. 
Jest praktyczna. 
Prawie nic nie waży.
Tak tania w produkcji, że rozdawana "za darmo" (choć nie oszukujmy się, jej koszt jest po prostu rozproszony na inne produkty w sklepie).  
Ma dziesiątki oczywistych i nieoczywistych zastosowań, choćby jako ochrona fryzury w trakcie deszczu...

Pamiętam pewną podróż autobusem. Naprzeciwko mnie siedziała starsza pani i gładziła, a raczej usztywniała na kolanach grubą reklamówkę takiego typu jak dawane w sklepach odzieżowych. Musiałam odwrócić się w stronę okna, bo trudno przyglądać się współpasażerom cały czas (a nie powiem, lubię się pogapić). Kiedy z powrotem wróciłam do pani, ta miała już postawioną na sztorc torbę na głowie, gotowa do wysiadki na deszcz niczym Napoleon w swoim nakryciu głowy do ataku.... Po chwili mój szoku ustąpił podziwowi dla jej ekstragawancji. Ta torba była na wysokość jak dwie głowy...

Wady foliówek: przez większość z nas traktowane są jako jednorazówki, a więc wyrzucane średnio po kilkunastu minutach użytku. Dalej toczą swoje drugie, bardzo długie życie poza naszym gospodarstwem (od 100-400 lat, bo nie mam tu na myśli siatek biodegradowalnych). Największa część trafia na wysypisko na wieki. Niektóre zażywają wolności i latają, gdzie je wiatr poniesie; część z nich w końcu zawisa na drzewach, ląduje w kałuży, rzece, morzu, oceanie... Fakty na temat siatek-śmieci są zatrważające. Jako że produkuje się ich zyliony sztuk, to do ich produkcji potrzeba miliardów ton ropy naftowej. Już przy samej produkcji wytwarzane są straszne ilości dwutlenku węgla i toksyn, które lądują w powietrzu, wodzie i glebie. A pozostaje jeszcze życie po życiu takiej niewinnej siatki, które jest dla niektórych stworzeń mordercze. Tysiące zwierząt wodnych i ponad milion ptaków rocznie umiera z powodu zanieczyszczeń plastikowymi odpadami. Podobno na 1 milę kwadratową oceanu przypada 46 000 kawałków plastiku... Widzieliście kiedyś zdjęcia takich wysp śmieci pływających po oceanie? Wygląda to strasznie. Ptaki, choć nie tylko one, często zaplątują się w siatkę i w efekcie, nie mogąc latać, umierają. Ponadto zwierzęta często połykają  kawałki plastiku (podobnie jak nakrętki od butelek), co zatyka ich jelita i powoduje śmierć głodową. Nie chcę epatować zdjęciami takich biednych istot, ale dla mnie przemawiające było szczególnie zdjęcie wyschniętego już szkieletu jakiegoś dużego ssaka, gdzie w miejscu jego żołądka leżeła zbita kula przeróżnych plastikowych odpadów. Odpady te zostaną zresztą po nim jeszcze na setki lat, kiedy po jego szkielecie nie będzie już śladu. Choćbyście nie byli eko-entuzjastami, nie wierzę, że chcielibyście żeby od Waszej torebki zginął choćby jeden ptak (nawet jeśli macie na pieńku z gołębiem z Waszego balkonu) a co dopiero delfin, czy jakieś nasze, bardziej lokalne stworzenie.

Torebki foliowe mają jeszcze jedną istotną wadę, mianowicie przyczyniają się do powodzi, poprzez zatykanie odpływów. I wcale nie są to jakieś pojedyncze przypadki. Na ile palący jest to problem niech świadczy ostatnio wprowadzony w Delhi CAŁKOWITY zakaz używania foliówek. Za jego złamanie grozi do pięciu lat pozbawienia wolności plus kara pieniężna do 100 tys. rupii, czyli około 6 tys. zł. W porze monsunowej torby-śmieci zatykają odpływy kanalizacyjne i powodują podtopienia a wg szacunków, w stolicy Indii każdego DNIA, zużywa się 10 mln toreb foliowych.

Zanim przejdę do 3 poziomów, jeszcze kultowa scena filmowa z siatką w roli głównej w niezapomnianym American Beauty. 



No ale koniec z melancholią. 
Niech ta muzyka Was nie rozleniwi a jedna siatka celebrytka niech nie przesłoni prawdy, że są one naprawdę niesamowicie groźne dla przyrody, czyli dla nas samych też. Pamiętacie o zdychającym delfinie, który ma zapchany plastikiem żołądek, prawda?

POZIOM 1

Dajmy na to, że nie jesteś w stanie - z jakichś bardzo ważnych powodów - zabierać siatek z domu i MUSISZ brać zawsze nowe w sklepie. Postaraj się zatem pakować je maksymalnie do pełna, aby ograniczyć chociaż ich ilość. Tak na granicy ryzyka rozsypania się ziemniaków tuż przed domem... 

Poszukaj jakichś kolejnych zastosowań dla siatek. I nie mam tu na myśli tworzenia z nich abstrakcyjnych żyrandoli.
Ja np. ze względu na źle zaplanowaną szufladę na pojemniki do śmieci, ten właściwy na odpadki nierecyklingowane mam dość mały, więc zamiast "właściwych" worków na śmieci, używam właśnie siatek, których mimo naprawdę sumiennych starań, aby ich nie znosić do domu, ciągle mam spory zbiór (ostatnio go nawet przeprowadzałam ze sobą). Co prawda wg Piotra ten pomysł jest słaby, bo te siatki powinny trafić do pojemników na plastik. Moim zadniem jest dobry, bo nie kupuję dodatkowych worków na śmieci. Nie wiem jednak na ile jest to dyskusja o ekologii a na ile trzymanie się swojej racji, czyli istota życia w związku...

Najbardziej jednak zachęcam do zabierania już tych przyniesionych ze sklepu siatek ponownie na zakupy. To znowu tylko kwestia nawyku, aby warzywa pakować w siatkę z kieszeni zamiast ze sklepowego rulonu. Podobnie w warzywniakach. Niektórzy sprzedawcy, którym wręczam własną siatkę, patrzą na mnie dziwnie, ale większości jest to zupełnie obojętne. W swojej torbie, bagażniku czy plecaku staram się zawsze mieć z pięć takich torebek na nieplanowane zakupy. W końcu one nic nie ważą. 

Ogólnie zachęcam do postawy "siatka parzy". 
Wiadomo, że większą grupę stanowią ekspedienci, którzy w ogóle nie będą nas pytali o to, czy nasze sprawunki pakować w siatkę, przez co i my nie zastanowimy się nad zasadnością jej brania. I oni i my działamy automatycznie. I tak, np. tabletki z apteki lądują w mini siatuni, kolczyki ze sklepu w kolejnej, książka w następnej, itd. A wymieniłam celowo małe gabaryty, które swobodnie zmieszczą się nawet do kieszeni, nie mówiąc o damskiej torebce czy męskim plecaku, w których mieści się dużo więcej.
Fajne jest jednak to, że w polityce niektórych sklepów wprowadzane jest jednak dopytywanie klienta czy pakować w torebkę. Pytanie to wywołuje chwilę zastanowienia w konsumencie i bardzo często odpowiedź negatywną. Zachęcam zatem do zadawania sobie samemu takiego pytania. Na jakichś większych zakupach ubraniowych możemy przecież świeżo zakupiony ciuch włożyć do torebki z innym logo.

Uprzedzam jednak, że walka z siatką jest nieustanna. W pobliżu naszego mieszkania mamy taki mały, osiedlowy sklepik, który prowadzi przeuprzejma i przemiła rodzina. I zawsze lubią dać kilka siatek, chyba jako dowód swojej sympatii. Ostatnio Piotrek poszedł po winogrona i chleb  uzbrojony w siatkę z domu, a i tak wrócił z nową, "bo winogrona się panu pogniotą". W pasmanterii natomiast kupowaliśmy dwa metry tasiemki, która mieściła się w zamkniętej dłoni. Na naszą kwestię - proszę nie pakować do torebki - pani się oburzyła, bo przecież tasiemka może się rozwinąć po drodze... O nieeeeeee, tylko nie to! ONA MOŻE SIĘ ROZWINĄĆ!!!! Może to jakiś przesąd pasmanteryjny, o tasiemce, która rozwinąć się nie powinna, bo do końca tygodnia nie sprzeda się ani jeden guzik... Nie chcieliśmy denerwować pani i mini siatunię wzięliśmy, ale nie jestem z nas dumna.

A moje ulubione, alternatywne zastosowanie siatki poniżej:

Zdjęcie oryginalnie pochodzi z Allegro z aukcji sprzedaży futra; widziałam je na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie należało do wystawy Real Foto Mikołaja Długosza i było częścią zbioru zdjęć aukcyjnych, na których ludzie oprócz rzeczy, które sprzedają, nieświadomie (?) pokazują też kawałek siebie i swojego życia. Tworzy to naprawdę ciekawy i śmieszny obraz. Zainteresowanych odsyłam do kilku fotek z wystawy np. tu:
Zdjęcia są też dostępne w formie książkowej wydanej przed wydawnictwo Ha!art. Naprawdę można tam znaleźć niezwykłe perełki.
Tak więc niektóre z siatek to już dzieła sztuki. Nie mniej cała reszta to paskudne śmieci.

Wracając do tematu: foliowe siatki koniecznie wyrzucajmy do kontenerów z plastikiem. Może uda się je przetworzyć. Aczkolwiek dane np. z USA wskazują, że tylko 1 do 2% z nich podlega recyklingowi... Dlatego w tym przypadku największy nacisk powinniśmy jendnak położyć na ich ogranicznanie niż powtórne wykorzystanie.

POZIOM 2

Oczywiście bojkotujemy foliowe reklamówki i używamy toreb materiałowych. 

Są bardzo łatwo dostępne w sprzedaży, nie mówiąc o tym, że co sprawniejsi i zdolniejsi mogą sobie nawet takie uszyć. Mają także tę przewagę, że są bardziej wytrzymałe. I mogą być naprawdę ładne. Można sobie także taką przywieźć z zagranicznej wycieczki i wtedy wszyscy będą widzieli, gdzie byliśmy jeszcze długo po urlopie. Zwłaszcza, że  naklejki lotniskowe przytwierdzane do toreb są już passé...

Jako, że rozpisywać się nad wyższością wielorazówki nad jednorazówką nie zamierzam, bo temat uważam za oczywisty, zamieszczę za to kilka zdjęć super toreb. Wszystkie pochodzą z jednej firmy; ważą 40 gr a dźwigają do 20 kg, są wodoodporne, łatwo je zwinąć i zapiąć w mały rulonik i są zaprojektowane przez artystów przez co są PIĘKNE. Oczywiście zamieszczam je bardziej jako ciekawostkę, bo daleka jestem od tego, aby to, co "ekologiczne" kojarzyć z niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy na modne gadżety. Chociaż mieć którąś z poniższych toreb bardzo bym chciała!!! A Wy?

Od razu przedstawię Wam, kto znany trzyma poziom i nie używa foliówek tylko powyższe torby. A że wchodzimy na amerykański grunt to z nazwiskami nie będą przelewki. Oto sławni planetarianie: Sarah Jessica Parker, która byle czego przecież nie nosi, córka Państwa Obama - Malia, Jessica Alba, Justin Timberlake i Jessica Biel. Jest jeszcze kilka innych osób, ale to w końcu nie kundelek tylko blog ekologiczny, więc dość.
I love Justin T.
  

POZIOM 3

Podczas, gdy da się uniknąć znoszenia do domu kolejnych siatek w bardzo prosty, wspomniany na 2-im poziomie sposób, to schody zaczynają się, gdy chcemy kupić wędlinę, mięso czy ser bez "złego dotyku" folii. W superhipermarketach to nie przejdzie; próbowałam kiedyś w hali jednej z wielkich sieci namówić panią ekspedientkę, aby wędlinę zapakowała mi tylko w papier, bez wkładania w foliową torebkę. Niestety, nie mogła tego zrobić, ze względu na procedury... Walczyć z tym nie zamierzam. Mogę natomiast kupować te produkty w innych miejscach, gdzie zapakowane będą już tylko w papier. Wymaga to oczywiście poszukania odpowiednich sklepów w swojej okolicy. Mięso natomiast można poprosić o zapakowanie w pudełka. W sobotę Piotrek zrobił to po raz pierwszy na bazarze pod Halą Mirowską, gdzie najczęściej robimy wielkie zakupy na cały tydzień i nie napotkał przy tym żadnych problemów. W końcu właścicielom-sprzedawcom zależy przede wszystkim na sprzedaniu swojego produktu, więc nawet duży kawałek mięsa odpowiednio przycinali, aby mieściło się w pojemniki na lody. Jedna z pań nawet stwierdziła, że to świetny pomysł - po czym zapakowała pudełko do siatki...
Muszę Wam się przyznać, że sama bym się wstydziła prosić o to mięso do pudełek, ale widziałam taki sposóba w filmie o brytyjskich "ekofanatykach" i postanowiłam go wypróbować wysyłając na front Piotrka. On, w odróżnieniu ode mnie, wstydzi się niewielu rzeczy. Tu muszę zatem zweryfikować odpowiedź na pytanie jednej z czytelniczek o pseudonimie Wednesday, która po przeczytaniu postu o wodzie butelkowanej, zapytała czy do bycia eko potrzebny jest jej Piotrek. Wtedy wydawało mi się, że dzbanek na przegotowaną wodę wystarczy, ale teraz widzę, że Pio też jest niezbędny...
W każdym razie od dziś mięso u nas będzie wracało z bazaru w grycankach. 

Zakończyć chciałam trochę optymistyczniej, tzn. przykładem, że coś fajnego z tych siatek da się jednak zrobić. Mianowicie przedstawiam Wam bardzo proste portfele zrobione z przemielonych siatek i gazet z ulic Delhi zresztą. Robione są przez grupę Holstee. To ci od manifestu This is Life, którego zwizualizowaną formę obejrzało na You Tubie już prawie 1 000 000 osób. Dla tych, co nie widzieli a mają chęć, link poniżej.


     Dla jednych (tych w z wielkich miast, czyli dla mnie) jest to kwintesencja recepty na szczęśliwe życie - w tym zachęta do porzucenia nieciekawej pracy, dla innych (tych z kredytem i rodziną na utrzymaniu, czyli dla mnie) zbiór dobrze brzmiących rad, które mają się czasem nijak do życia. Ogląda się to przyjemnie, jak reklamę jakiejś sportowej firmy odzieżowej; w końcu każdy lubi jeść lody w towarzystwie przyjaciół o zachodzie słońca... W każdym razie mi się podoba to, co zrobili założyciele Holstee, którzy na małą skalę,  próbują produkować rzeczy proste, ładne, ekologiczne i przy produkcji których nikt nie zostaje wykorzystany. Tak jak wspomniane portfele, z których każdy jest inny ze względu na inny skład użytych śmieci. A najbardziej podoba mi się ich wywrotowa z punktu nakręcania sprzedaży "zachęta", aby najpierw dobrze się zastanowić czy naprawdę potrzebujemy ich rzeczy i dopiero zamawiać.
     Przykładowy portfel, którego zapewne nie potrzebujecie, obejrzeć możecie tu:

    A na sam koniec dla tych zupełnie nieprzekonanych, sam Ryan Gosling, który jak się okazuje, też jest czytelnikiem 3poziomów i postanowił wspierać mój blog. Dzięki Ryan, i bez tego wiedziałam, że jesteś wspaniały! Specjalne podziękowanie dla Ann B., która Ryana zna osobiście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz