środa, 10 kwietnia 2013

Sroda - jedzenie i wolontariat

Wczoraj nie napisałam o jeszcze jednym temacie, którym mieliśmy się zająć. Mianowicie wolontariatem. 

Cieszę się, że ta kwestia też została poruszona w tym Tygodniu, innym niż wszystkie. Moim zdaniem nie wywieranie negatywnego wpływu na środowisko z jednoczesnym wywieraniem pozytywnego na swoje otoczenie świetnie do siebie pasują.

Przewodnik zachęca do wzięcia udziału w jednym z zaproponowanych wydarzeń. Wachlarz opcji jest szeroki: od małych kroków jak np. podpisania petycji, która odpowiada naszym przekonaniom przez wspomożenie Banków Żywności po wsparcie finansowe jakiejś organizacji. Chętnych do zaangażowanego działania odsyła do Centrum Wolontariatu, które gromadzi mnóstwo informacji na ten temat i pozwala dostosować czyjąć chęć z potrzebą drugiego. Jest nawet opcja dla tych, którzy nie mają za wiele czasu, mianowicie e-wolontariat. Dla mnie nowość. Chodzi o wolontariat zdalny, przy tłumaczeniach, pisaniu artykułów, tworzeniu grafiki, robieniu zdjęć, itp.

Jeśli chodzi o mnie, to chciałabym napisać, że nie mam czasu na wolontariat, bo mam dziecko, męża, górę prania, zmywania i metry podłogi do mycia. Ale pewnie każdy kto ma więcej na głowie (jak choćby więcej dzieci) popatrzy na mnie pobłażliwie. W końcu rzeczywiście dziecko jest jedno, do tego bardzo miłe i zdrowe. Wiem, że nie będę miała już tyle czasu co kiedyś, ale wiem też, że mogę mieć go przez kolejne lata jeszcze mniej. Może więc warto, żebym coś zagospodarowała także dla innych?

Moją wersją tego zadania jest zatem postanowienie zwielokrotnienia odwiedzania pewnej starszej znajomej z którą zaprzyjaźniłam się jeszcze przed maturą. Jest to samotnie mieszkająca (ale pod czułą i czujną opieką córki) Pani w podeszłym wieku, która z domu wychodzi kilka razy w roku a mimo to nie traci pogody ducha, ma poczucie humoru i jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami z kraju i ze świata. Skarbnica wiedzy i historii sprzed, w trakcie i powojennych. Prawdziwa księga do czytania. Jak to piszę to sobie uświadamiam, że głupia jestem, że tak rzadko ją odwiedzam. Tak! Postanawiam oficjalnie robić to częściej. I być może będzie to najlepszy nawyk, jaki mam nadzieję utrzymać po tym tygodniu.

Przewodnik zachęca tych najbardziej ambitnych do samodzielnego zorganizowania jakiejś inicjatywy.

W tej kwestii podzielę się tylko taką refleksją, że rzuciłam kiedyś pomysł (mailem i na FB) na pomoc materialną dla potrzebujących pań i... odzew był zaskakujący! Otrzymałam maile ze słowami wsparcia, pomysły do działania, aktywną pomoc w organizacji zbiórki, pieniądze i mnóstwo rzeczy materialnych. Od niektórych osób nie spodziewałam się odzewu więc byłam tym bardziej zaskoczona. A wystarczył jeden mail. Było to niesamowite przeżycie, bo okazało się, że wystarczyło wyciągnąć rękę z prośbą o pomoc by już za chwilę zobaczyć wiele zwróconych w moją stronę gotowych do pomocy udzielania. Polecam wszystkim taki kop optymizmu i wiary w drugiego. Jeśli więc zastanawiasz się czy coś organizować to przestań dłużej się niepokoić i po prostu zrób to. 

I ostatnie zdanie w tym temacie to przekazanie Wam zaproszenia, które sama otrzymałam od Magdy K. do wzięcia udziału w Kiermaszu dla Lucka, czyli psiaka, który potrzebuje na leczenie. Pomysł na pomoc jest bardzo fajny, bo polega bądź na podarowaniu jakiegoś przedmiotu na licytację (wszystko w ramach FB), bądź na licytowaniu wystawionych już przedmiotów. Więcej o tym, w tym zdjęcie Lucjana, poniżej. Można między innymi wylicytować tam jedno z cudnych stworzeń - Eko misi, które robi Magda.

Apetyczna Środa (wielka litera nieprzypadkowa)


A teraz przydałoby się napisać o jedzeniu. Lokalnym i sezonowym, bo tylko takie jest prawdziwie przyjazne środowisku. Nie wymaga transportu z końca świata czy dodatkowych ilości spryskiwań, aby niedojrzałe owoc/warzywo mogło po kilkunastu dniach wylądować "świeże" i najczęściej opakowane w plastik na naszym talerzu.

Temat jest bardzo ciekawy i szeroki. Opisywałam go zresztą w cyklu Na straganie. Jeśli znajdziecie czas to odsyłam bezpośrednio:

My od kilku miesięcy staramy się jeść warzywa i owoce lokalne i sezonowe, dodatkowo kupowane bezpośrednio od rolników. Ponadto, ja powoli odstawiam mięso. Na czas eksperymentu (a może dłużej) kawę, herbatę. Jakie są wnioski? Na pewno jest dużo taniej (nie kupujemy papryki, pomidorów, bananów, itd.). Jest zdrowiej. I o dziwo, jest sporo urozmaicenia w potrawach bo, aby nie jeść kilku rzeczy na krzyż szukamy ciągle nowych przepisów. Ale jest też trudniej i chyba jeszcze mocniej niż wszyscy odczuwam potrzebę lata i jesieni z ich bogactwem roślin.
dynia w zalewie
Konkrety dnia dzisiejszego to: 
śniadanie - kasza jaglana z jabłkiem i mrożonymi jagodami (danie wspólne z Małą eM)
obiad - kasza gryczana niepalona ze smażonymi na oleju rzepakowym pieczarkami, cebulą i czosnkiem plus marynowana dynia produkcji rodzinnej
kolacja - kanapki z pesto z pieczonych buraków z własnym szczypiorkiem (przepis tu)

Plus zdjęcia jedzenia. Prawie jak z Kwestii Smaku :-))))))))))))))))))))

turbo lokalne warzywa



kasza














A swoją drogą wszystkich chętnych Warszawiaków zachęcam do zakupów w tę sobotę (13 kwietnia) w Koneserze na Ząbkowskiej w ramach akcji Uratuj rolnika. Oprócz "normalnych" rolników jest tam także "nienormalne" stoisko z certyfikatem ekologicznym, gdzie dostaniecie najtańsze w Wawie produkty z certyfikatem. Sprawdzone przeze mnie; póki co taniej nie znalazłam.

A najważniejsze w kwestii jedzenia to być dobrym dla własnego organizmu i nie przejadać się. Prawda Ryan?



2 komentarze: