niedziela, 7 kwietnia 2013

Leniwa niedziela

Pierwszego dnia eksperymentu mieliśmy ograniczyć konsumcję. 
Dla nas łatwizna, bo zakupy robimy w soboty, a w niedziele już tylko świętujemy, m.in. zapraszając gości, korzystając z zaproszeń do innych lub po prostu ruszając w miasto.

Na ten dzień wybraliśmy więc najbardziej cwaną eko wersję - czyli pójście w gości, dzięki czemu nie używaliśmy prądu do przygotowania posiłku ani nie używaliśmy własnych produktów. Genialne, prawda? W sumie to cały tydzień "no impact" tak bym mogła, ale ludzie niestety chodzą do pracy i nie chcą codziennie zapraszać na obiady... A tak na poważnie, to więcej spotkań z ludźmi jest przewidziane jako jeden z efektów ograniczenia konsumpcji. Zamiast zakupów, zamiast telewizji, zamiast siedzenia na FB. Albo swoim blogu.

Oczywiście robiliśmy dzisiaj dużo więcej dziwnych rzeczy niż zjedzenie obiadu u rodziców i wyjście z domu na kilka godzin. To potrafi każdy, a my w końcu mamy być wyjątkowi przez ten tydzień. Od początku zatem. 

Okazuje się, że bohaterem niedzieli jest Pio, który wszedł w projekt z wielkim zaangażowaniem! Naprawdę niesamowite do czego jest zdolny. Zaraz po północy zgasił żarówki i triumfalnie wyciągnął nabytą w sobotę Angelę. Czyli wkład do znicza z promocji... Oto ona. Nasza Endżi. W plastiku, który rozłoży się długo długo po tym, jak my spoczywać będziemy już w pokoju...

na cmentarz tylko z Angelą...

Intencje w każdym razie były dobre. Pio obiecał, że opakowanie zużyje do przesadzenia w nie swoich wysiewów. Dobre i to. W każdym razie już wie, że najlepsze są jednak zwykłe świece. Bez opakowania, folii i plastiku. 

Drugie zaskoczenie to wyjęcie z lodówki żarówki.  Lodówka po ciemku wygląda zupełnie nieatrakcyjnie, ale przynajmniej uratowaliśmy świat. 
  
Trzecia siurpryza: poranne golenie się bez zapalania lampy w łazience, a przy pomocy tylko świecy. Efekt wcale nie był zły.
(Przy świecach także bierzemy prysznic, korzystamy z toalety czy przewijamy Małą. Przypadkowemu włączeniu światła towarzyszy nasz przerażony okrzyk.)

Po czwarte: zniesienie wózka z 5 piętra na dół (nie używamy przecież windy). Ja zniosłam małą eM, ale to pikuś w porównaniu do jej kolubryny. Na ten tydzień wózek został w garażu w aucie, bo oczywiście ja go nie udźwignę wraz z dzieckiem. Będę więc schodzić z nią na dół, wyciągać wózek z bagażnika i ruszać na spacery. Pomysł opiera się oczywiście na założeniu, że auto cały tydzień zostaje w garażu. 
Z oszukaństw: do teściów na 5te wjechaliśmy i zjechaliśmy windą...
Dopuściłam także jeżdżenie windą z sąsiadami, co polega na polowaniu na innych, którzy z niej korzystają. Na razie się nie udało, ale w końcu cały tydzień przed nami.

No dobra, musieliśmy dzisiaj coś kupić. Skończył nam się szampon. Ruszyliśmy więc w ramach spaceru do Yves Rocher, sklepu który chyba jako jedyny na rynku ma szampon w opakowaniu foliowym do uzupełnienia w butelce. Na miejscu okazało się jednak, że produkt został wycofany. Kupiłam więc inny, ale też z gatunku eko: w butelce nadającej się do recyklingu, w 98% ze składników naturalnych (czyli z wody...), bez parabenów, barwników i silikonu i nie testowany na zwierzętach.
Ale dumna do końca nie jestem, bo prawdziwy poziom 3 to byłoby przygotowanie własnego szampo! 

Co zrobiłam ja?
Rano nie wypiłam kawy (jest transportowana z drugiego końca świata) tylko lokalną Inkę... Najpierw ekstremalnie bez mleka nawet, ale w końcu się złamałam i dolałam je, bo była okropna. Nie, w ogóle mnie nie pobudziła.
A Piotrek to wypił prawdziwą kawę u rodziców!!!!! I zjadł dwa kotlety!!! Nie jest więc wcale taki eko święty. Ja mięsa nie jem.
A do picia w domu mamy zakupione napary ziołowe... Koniecznie więc wpadajcie do nas w tym tygodniu na "herbatkę"!

Z innych grzechów: 
- puszczona zmywarka - ale zamiast pastylek myjących użyliśmy orzechów piorących (o tym to napiszę kiedyś oddzielny tekst)
- puszczona pralka - piorą się wielorazowe pieluchy małe eM w kulach piorących zamiast proszku. 
No więc sami widzicie, że to takie grzechy, którymi można się nawet pochwalić.

Tymczasem kończę, bo w domu bez światła bardzo chce się spać. Do jutra!

PS. Na razie bawimy się dobrze.


6 komentarzy:

  1. Super relacja - i zmian też sporo już od początku. Widzę, że wybraliście bardziej ambitne opcje od nas - jakbyście już od pierwszego dnia chcieli w całości spełnić wszystko, co w eksperymencie ma być wprowadzane przez tydzień. Taka terapia szokowa :) Tak trzymać! U nas też za kilka dni światła zgasną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to rzeczywiście tak wyszło. To dlatego, że już od jakiegoś czasu żyjemy całkiem ekonomicznie i ekologicznie i tak bardzo wielu zmian byśmy przez ten tydzień pewnie nie wprowadzili, gdybyśmy się trzymali tylko wskazówek na dany dzień. Natomiast potraktowaliśmy ten tydzień raczej jako inspirację do pełnego skoku na głęboką wodę. Mam nadzieję, że coś nowego zostanie nam na dłużej. Może te nieszczęsne schody... A u Was widziałam sporo zmian. Śledzę uważnie :-)

      Usuń
  2. To ja tylko podpowiem... o ile możecie nosić - wywalcie tę kolubrynę w imię nosidła ergo... mam manducę i zawsze jest na podorędziu - bo mam dwie córki i nigdy nie wiem, kiedy któraś z nich się zbuntuje, a dźwiganie na ręku 15-kg pociechy już mnie nie bawi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosić możemy i nosimy, ale czekamy na lepszą pogodę. No i wózek jednak był wygodniejszy dla Małej na kilkugodzinną wyprawę niż nosidło. Ale rzeczywiście jest to świetne rozwiązanie!

      Usuń
  3. Madzia, spróbuj Kujawiankę. To moje ostatnie odkrycie!

    OdpowiedzUsuń